Maj 2020

Indie bronią się przed szarańczą za pomocą dronów

Najpoważniejsza inwazja szarańczy w ciągu ostatnich 26 lat zmusiła indyjskie władze do użycia bezzałogowych statków powietrznych (UAV) w celu zwalczania tych owadów. Drony pojawiły się na niebie nad zachodnim stanem Radżastan, gdzie chmara owadów jest tak wielka, że przysłania światło słoneczne.

 

 

Specjalne drony przystosowane do zwalczania szarańczy latały nad jedną z dzielnic stolicy stanu Jaipur, gdzie notuje się największą koncentrację uskrzydlonych agresorów. UAV przelatują nad stadami szarańczy i rozpylają chemikalia prosto na szkodniki. Zastosowanie tej techniki okazało się bardzo skuteczne i szarańcze zdychają bez względu na to czy owady znajdują się w powietrzu, na ziemi,czy na drzewach.

 

Dronów cały czas jest za mało. Jak donosi indyjskie Ministerstwo Rolnictwa obecnie bitwa z szarańczą trwa na powierzchni 47 308 ha. Liczne jednostki straży pożarnej i specjalny sprzęt rozpylający pestycydy przez całą dobę zwalczając owady. A jednak szarańcza przybywa wciąż z sąsiedniego Pakistanu i mimo tej walki osobników cały czas przybywa.

Zwykle roje szarańczy przybywają z Indii do Pakistanu w czerwcu i lipcu wraz z nadejściem monsunu. Jednak w tym roku owady te rozpoczęły naloty znacznie wcześniej, ponieważ większość populacji szarańczy z zeszłego roku została w jakiś sposób zachowana na terytorium Pakistanu. Rok 2020 był do tej pory bardzo korzystny dla reprodukcji tych żarłocznych owadów.

 


W Rosji sprzedają krem, który ma chronić ludzi przed "promieniowaniem 5G"

Na rosyjskich internetowych platformach reklamowych zaczęły pojawiać się propozycje zakupu specjalnego preparatu „przeciw promieniowaniu 5G”. Produkty pojawiają się w postaci kremów, maści lub balsamów, które rzekomo mają neutralizować mityczne "promieniowanie" ze stacji bazowych telefonii komórkowych.

 

Dziesiątki ofert kremów przeciw 5G można znaleźć w różnych sklepach. Jedna z tych reklam opisuje „uniwersalny krem dla dorosłych i dzieci” kanadyjskiej firmy. Autor twierdzi, że produkt „odpycha promienie 5G i chroni przed ich szkodliwym działaniem na organizm”.

 

Rosyjska prezenterka telewizyjna Ksenia Sobczak zwróciła uwagę, że inna rosyjska celebrytka Wiktoria Bonya, była uczestniczka popularnego w Rosji reality show, może zostać ambasadorką marki sprzedającej fałszywe produkty. Na swoim koncie na Instagramie Bonya opowiada, że koronawirus jest powiązany z wieżami komunikacyjnymi 5G, a internauci aktywnie promują tę szaloną teorię spiskową, wedle której rozprzestrzenianie się koronawirusa wiąże się z instalacją nadajników 5G.

 

Wspomniana rosyjska celebrytka podkreśliła, że „dzieli się tylko faktami badanymi przez specjalistów i lekarzy”. W wywiadzie telewizyjnym pokazała dokument rzekomo opublikowany na stronie internetowej CIA, jako rzekomy dowód potwierdzający prawidłowość swoich wywodów.

 

Technologia 5G jest oskarżana o wszystko co najgorsze. Niedouczeni ludzie, nie mający pojęcia o telekomunikacji, nagle stają się ekspertami w dziedzinie propagacji fal radiowych, czy ekspozycji na promieniowanie elektromagnetyczne. Snują przy okazji najbardziej dzikie teorie spiskowe, które na skutek ubogiego poziomu zrozumienia tych zagadnień, wydają się prawdopodobne coraz szerszym rzeszom konsekwentnie straszonym przez rządy państw. Ci przestraszeni ludzie wierzą w rozmaite nonsensy, a cwaniacy postanowili na nich zarobić oferując specyfiki do zwalczania demonicznych "promieni 5G".

 


SpaceX zdołał wystrzelić astronautów NASA na Międzynarodową Stację Kosmiczną

Rakieta Falcon 9, zbudowana przez SpaceX, wystartowała wczoraj wieczorem czasu polskiego. Na jej szczycie znajdowała się kapsuła Crew Dragon, w której znaleźli się dwaj astronauci z NASA. Sobotni start zapoczątkował nową erę komercyjnych podróży kosmicznych, a NASA po raz pierwszy od prawie dekady uzyskała zdolność do wystrzeliwania astronautów z terytorium Stanów Zjednoczonych, a nie z Kazachstanu.

Dag Hurley i Bob Benken z NASA wystartowali znajdując się na pokładzie statku kosmicznego Crew Dragon, będącego załogową wersją transportowej kapsuły Dragon. Załoga została wyniesiona na orbitę na rakiecie Falcon 9, która wystartowała z tego samego lądowiska, z którego 50 lat temu startowali astronauci programu Apollo wybierający się na Księżyc. Lot miał się odbyć już 3 dni temu, ale został przełożony z powodu sztormowej pogody na Florydzie.

 

Według szacunków NASA, w samych Stanach Zjednoczonych ponad 3 miliony widzów oglądało pierwszy prywatny start załogowy w transmisji internetowej. Pomimo faktu, że NASA nalegała, aby publiczność pozostała w domu, widzowie na kilka godzin przed startem gromadzili się też tłumnie wzdłuż plaż i dróg. Po udanym wystrzeleniu załogi, głos zabrał prezydent Donald Trump, który zapowiedział nową erę w astronautyce, w tym powrót na Księżyc, który ma się stać bazą startową na Marsa.

 

Zgodnie z planem astronauci zadokują dzisiaj kapsułę do Międzynarodową Stacji Kosmicznej, gdzie pozostaną przez okres do czterech miesięcy, po czym wrócą na Ziemię. Lot wykonany przez SpaceX zakończył dziewięcioletnią przerwę NASA w wynoszeniu astronautów, najdłuższą w całej swojej historii. Od czasu wycofania promów kosmicznych w 2011 r. NASA korzystała z rosyjskiego statku kosmicznego wystrzeliwanego z kosmodromu Bajkonur w Kazachstanie. Gdyby nie te usługi, NASA nie byłaby w stanie uzupełniać obsady załogi ISS.

 

W związku ze zmianą koncepcji względem roli agencji kosmicznej, ustalono, że transport astronautów z amerykańskiej ziemi zostanie przywrócony, ale w formie współpracy biznesowej z prywatnymi operatorami lotów kosmicznych. NASA dysponuje budżetem, o który rywalizują prywatne firmy z branży astronautycznej. W kolejnych latach agencja zleciła opracowanie i budowę swojego statku kosmicznego nowej generacji firmom SpaceX i Boeing, podpisując z nimi umowy o wartości 7 mld USD w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego mającego na celu zmniejszenie kosztów i stymulowanie innowacji. Można powiedzieć, że plan się powiódł.

 

Na dodatek rakieta Falcon 9 użyta do wyniesienia astronautów, zdołała powrócić na Ziemię i precyzyjnie wylądowała na platformie znajdującej się na oceanie. Dzięki temu koszty wystrzelenia w kosmos kolejnych ludzi i ładunków, są bardzo obniżone w porównaniu do standardowego podejścia jednorazowych rakiet spadających po użyciu na Ziemię.

 

 


Naukowcy obawiają się wybuchu wulkanu na Teneryfie

Hiszpańscy wulkanolodzy zwracają uwagę na liczne anomalie sejsmiczne, które są rejestrowane w obrębie wulkanie Teide znajdującego się na wyspie Teneryfa, wchodzącej w skład archipelagu Wysp Kanaryjskich. Zarejestrowane roje trzęsień ziemi budzą obawy przed nadchodzącą erupcją tego wulkanu.

 

Najnowszy rój wstrząsów sejsmicznych zanotowano 27 maja 2020 r. Wystąpił on na wschodnim zboczu wulkanu Teide. Łącznie naliczono 70 trzęsień ziemi pochodzenia wulkaniczno-tektonicznych. Nasilenie zjawisk sejsmicznych wystąpiło na tym obszarze w ciągu zaledwie 8 godzin. 

Kanaryjska sieć sejsmiczna, zarządzana przez hiszpańskich wulkanologów z instytutu INVOLCAN, zarejestrowała rój trzęsień ziemi na głębokościach od 7 do 12 km. Maksymalna magnituda wstrząsu zarejestrowana tym razem to 2,9 stopni w skali Richtera i było to najsilniejsze trzęsienie ziemi na Teneryfie od stycznia 2017 r.

Wyspy Kanaryjskie powstały na skutek aktywności wulkanicznej. Obecnie jednak nie trwa tam żadna erupcja. Niewątpliwie wzrost ilości trzęsień ziemi w okolicy wulkanu Teide może oznaczać zwiększone prawdopodobieństwo przebudzenia tego wysokiego na 3718 m n.p.m. stratowulkanu.

 

Ostatni wybuch Teide nastąpił w 1909 roku, ponad 100 lat temu. Teneryfa pozostaje jedną z najpopularniejszych atrakcji turystycznych w Hiszpanii. Ponad 3 miliony osób rocznie odwiedza wyspę, a jedną z atrakcji turystycznych jest ogromny krater wulkanu Pico del Teide.

 

 


Plaże w Nowej Zelandii stały się krwistoczerwone

Piaszczyste plaże Otago w południowej Nowej Zelandii stały się krwistoczerwone po masowej śmierci milionów homarów.

 

Mieszkańcy małych nadmorskich społeczności Broad Bay i Edwards Bay odkryli całe pasy wybrzeża usiane martwymi czerwonymi homarami. Biolodzy morscy twierdzą, że martwe homary należą do gatunku Munida gregaria.

Skorupiaki te przywierają do piasku podczas przypływu i instynktownie zachowują się jak w przypadku rozmnażania, a następnie giną, gdy następuje odpływ. Zjawisko takie występuje w tym miejscu świata niemal co roku, ale dawno nie było go aż na taką skalę.

 

Na szczęście nie oznacza to zagrożenia dla tego gatunku homarów. Jest to raczej dowód na to, że skorupiaków przybyło i na dnie nie ma miejsca dla wszystkich, stąd homary docierają do tych części dna, które są przykryte w trakcie przypływu. Dla czesci z nich kończy się to śmiercią.

 

 


Trzy asteroidy przeleciały bardzo blisko Ziemi

Niedawno odkryta asteroida 2020 KC5 przeleciała w zeszły piątek, w odległości 371 002 km od powierzchni naszej planety. Jest to już 44 znana asteroida przelatująca w odległości mniejszej niż księżycowa, od początku roku i szósta tego miesiąca.

 

Asteroida 2020 KC5 należy do grupy planetoid Apollo i została po raz pierwszy zaobserwowana w ramach projektu Pan-STARRS 2, za pomocą teleskopu w Haleakala na Hawajach. Zidentyfikowano ją 26 maja, czyli zaledwie 3 dni przed jego bliskim zbliżeniem. Szacunkowa średnica tego obiektu wynosi od 9 do 20 metrów. Oczekuje się, że asteroida zbliży się do planety z odległości 0,00248 jednostek astronomicznych, co jest prawie równoważne średniej odległości między Ziemią a Księżycem.

 

Kolejna asteroida, która w piątek minęła Ziemię to 2020 KV1. Podczas swojego podejścia to ciało niebieskie znajdowało się około 0,02584 jednostek astronomicznych, co odpowiada odległości około 3,8 miliona kilometrów. Szacuje się, że ta asteroida również ma średnicę około 20 metrów i leci przez Układ Słoneczny ze średnią prędkością ponad 34 tysięcy km/h.

 

Ostatnią asteroidą, która zbliżyła się do Ziemi, jest ciało niebieskie znane jako 2020 KO4 . Według astronomów, ta asteroida ma szacunkową średnicę około 24 metrów. Najbardziej zbliżyła się do Ziemi w piątek, kiedy znalazła się 610 tysięcy kilometrów od powierzchni naszej planety. 

 

 

 

 


Na Słońcu zaobserwowano pierwsze rozbłyski klasy M od trzech lat!

Tak jak przewidywano od dawna, nadchodzi okres większej aktywności słonecznej a tym samym powinny się wkrótce pojawiać silniejsze rozbłyski. Rzeczywiście okazało się to tylko kwestią czasu i wreszcie doczekaliśmy się. Dokładnie po 925 dniach na Słońcu wystąpił kolejny średniej wielkości rozbłysk klasy M. 

 

W zasadzie były dwa rozbłyski M1.2 oraz C9.3 zarówno jeden jak i drugi z rejonu który wciąż znajduję się za wschodnią granicą tarczy słonecznej dlatego też możemy twierdzić iż te flary były silniejsze co za tym idzie druga również przekroczyła klasę M

 

Rozbłysk klasy M

 

Z pewnością astrofizycy będą się teaz bacznie przyglądać temu aktywnemu rejonowi, który w ciągu najbliższych kilkudziesięciu godzin będzie już widoczny z Ziemi. Dopiero wtedy będzie można stwierdzić coś więcej na temat jego budowy oraz szans na następne rozbłyski

 

 

Źródło:

http://zmianysolarne.pl/wiadomosc/pierwsze-rozblyski-klasy-m-od-blisko-trzech-lat?fbclid=I...


Stany Zjednoczone wychodzą ze Światowej Organizacji Zdrowia!

Stało się niewyobrażalne i Stany Zjednoczone Ameryki Północnej opuściły właśnie Światową Organizację Zdrowia zwaną angielskim skrótem WHO. Jest to jedna z agend ONZ, która w założeniu ma pomagać w zarządzaniu zdrowiem ludzkości, niestety zaczęła zarządzać produkowanymi przez nich paeanoicznymi pandemiami. 

 

Donald Trump zrobił to, co zapowiadał już kilka razy i zealizował swoją groźbę. Konsekwentnie oskarżał Chiny i WHO za wspólne ukrywanie prawdziwej skali epidemii z Wuhan i błędne decyzje oraz rekomendacje wydawane przez tą organizację, które doprowadziły w efekcie do ogromnej liczby zakażeń w Europie i USA.

 

Kilka tygodni wcześniej, prezydent Donald Trump zdecydował, że USA wstrzyma finansowanie WHO. Był to spory cios dla tej organizacji, bo Amerykanie wpłacali tam ponad pół miliarda dolarów rocznie. Dzisiejsza decyzja jest po prostu kontynuacją tego procesu. 

Warto zauważyć, że kraje europejskie świecie wierzą WHO i zebrały nawet ostatnio 7,5 mld euro dla WHO celem stworzenia szczepionki przeciw koronawirusowi. Być może to zaufanie do WHO prezentowane przez europejskich przywódców ma związek z tym, że organizacja ta jest jawnie oskarżana o komunistyczne konotacje. 

 

Być może to tłumaczy też tak gorliwe współdziałanie WHO z komunistycznymi Chinami. A skoro Unia Europejska jest owładnięta ideą wdrożenia komunizmu według Manifestu Spinellego z Ventotene, to ich ślepe poparcie dla WHO wydaje się zupełnie normalną konsekwencją. 

 

 

 


Silne pożary zagrażają strefom podbiegunowym

Zeszłego lata na Syberii oraz w okręgu podbiegunowym zarejestrowano wjątkowo dużo pożarów. Szacuje się, że tylko w czerwcu pożary uwolniły do ​​atmosfery 50 megaton dwutlenku węgla - ilość równoważną całkowitej rocznej emisji CO2 w Szwecji. Najnowsze obserwacje pokazują, że pożary mogły zostać ugaszone jedynie pozornie, ponieważ przez niemal cały rok tliły się pod powierzchnią śniegu.

Naukowcy uważają, że „pożary zimujące” mogły ponownie się uaktywnić. Zdjęcia satelitarne pokazują kolejne pożary w Tundrze, jednak na ten moment nie wykonano pomiarów naziemnych, które potwierdziłyby uaktywnienie się zeszłorocznych płomieni.

Mark Parrington, naukowiec z Copernicus Atmosphere Monitoring Service powiedział: „Anomalie są dość rozpowszechnione w obszarach, które paliły się zeszłego lata. Może to świadczyć o uaktywnieniu starych pogorzelisk. Jeśli jest to prawdą, obecne pożary mogą poważnie zagrażać tundrze i doprowadzić do długotrwałych zmian w środowisku."

Pożary zimujące pojawiały się już wcześniej, w szczególności na Alasce. Zdjęcia satelitarne potwierdzają, że tego typu zjawiska pojawiają się cyklicznie w obszarach arktycznych i subarktycznych. Badacze analizujący te anomalie sugerują, że występują one częściej po łagodnych zimach. Ponadto, pożary zimujące mają tendencję do ponownego pojawienia się po koło pięćdziesięciu dniach od roztopów.

Obecnie nie przeprowadzono badań terenowych, które potwierdziłyby pożary zimujące na terenie Syberii, jednak jest to bardzo prawdopodobne. Dodatkowe czynniki potęgujące możliwość wystąpienia tego typu anomalii to łagodna zima oraz rekordowa susza występująca od początku roku.

Dane dostarczone przez Copernicus Climate Change Service pokazują, że tegoroczne pożary mogą być niezwykle niebezpieczne dla środowiska. Badacze planują dokładne monitorowanie żywiołu za pomocą zdjęć satelitarnych oraz działań terenowych.

 

 


Czy woda z cytryną pomaga oczyścić organizm z toksyn?

Woda z cytryną zyskała reputację napoju, który każdy z nas powinien pić każdego dnia. Istnieje popularna opinia na temat tego, że picie wody z cytryną poprawia trawienie, wyrównuje poziom pH organizmu i działa na nas detoksykująco. Do innych rzekomych zalet picia wody z cytryną możemy dodać także rozjaśnienie naszej cery, wzmocnienie układu odpornościowego, a nawet utratę wagi. Jak jednak mają się fakty?

 

Woda z dodatkiem cytryny jest niskokalorycznym napojem, który może być idealnym sposobem na rozpoczęcie poranka. Picie wody samej w sobie jest dla nas zdrowe, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że większość z nas pije jej za mało. Odwodnienie może spowolnić nasz metabolizm, a także ograniczyć funkcjonowanie mózgu. Dodatek cytryny może skutkować chętniejszym przyjmowaniem napoju, przez co będziemy bardziej nawodnieni.

 

Mimo to dietetycy są zdania, że cytryna w wodzie nie doda zbyt wielu wartości odżywczych, które istotnie wpłynęłyby na nasze zdrowie. Owszem, owoc będzie dodatkiem smakowym, ale nie zwiększy naszej odporności, a tym bardziej nie obniży naszej wagi. To właśnie woda odpowiada za tego typu efekty. 

Przykładowo, według WHO kobiety potrzebują około 75 mg witaminy C dziennie, jednak sok cytryny pozyskany z jednego plastra owocu dostarcza jedynie 1 mg. To samo tyczy się przeciwutleniaczy zawartych w cytrynie – nie zaspokoją nawet 1% dziennego zapotrzebowania organizmu.

 

Należy pamiętać, że picie dużych ilości wody z cytryną może powodować uszkodzenia w szkliwie zębów, uczucie pieczenia w żołądku, a także nasilać objawy refluksu żołądkowego lub zgagi. Jednak jeśli nasze spożycie napoju będzie umiarkowane, wówczas z pewnością poczujemy się lepiej, ponieważ nasz organizm będzie nawodniony. 

 

 


W pałacu pod Wrocławiem może się znajdować skarb Nazistów. Mowa o nawet 28 tonach złota!

W Polsce może być ukryty skarb Nazistów. Zdaniem Daily Mail w obrębie zespołu pałacowego rodziny Hochbergów niedaleko Dobromierza, może się skrywać aż 28 ton złota. Doniesienia na ten temat opierają się na ujawnionych jeszcze w ubiegłym roku dziennikach wojennych oficera niemieckiej armii Egona Ollenhauera, ujawnionych przez Polsko-Niemiecką Fundację "Śląski Pomost". 

Cały czas powraca temat ukrytego przez nazistów "złota Wrocławia". Przed kilkoma laty głośno zrobiło się na temat tak zwanego "złotego pociągu", który miał zostać ukryty gdzieś pod Wałbrzychem, teraz uwagę przykuł pałac w Roztoce. to właśnie w jego okolicy może się znajdować część złota wywiezionego z Breslau pod koniec wojny. Przedstawiciele Fundacji "Śląski Pomost" twierdzą, że dziennik, który rzuca podejrzenia na lokalizację skarbu, otrzymali od jednej z lóż masońskich. Zwrócono uwagę na zawarte w dokumencie instrukcje odnoszące się do pałacu w Roztoce.

Z dzienników wynika, że na terenie pałacu mieli spotykać się ludzie Günthera Grundmanna, nazisty odpowiedzialnego za zarządzanie tzw. skarbem Wrocławia. To właśnie on miał wybrać studnię w celu ukrycia w niej złota po czym wysadzono ją w powietrze. Przedstawiciele Fundacji, twierdzą, że zlokalizowali miejsce, o którym mowa w dokumencie.

 

Ich zdaniem opisywany w dzienniku budynek może być w rzeczywistości pałacem w Roztoce. Przedstawiciel fundacji Roman Furmaniak, twierdzi że upublicznia swoje ustalenia aby wywrzeć nacisk na polski rząd, aby zezwolił na wszczęcie odpowiednich procedur i wydobycie skarbu spod ziemi. Jest to o tyle problematyczna sprawa, że zgodnie z dokumentacją, studnia skrywa również ciała osób zaangażowanych w ukrywanie złota.

W czasie II wojny światowej pałac w Roztoce pełnił funkcję składnicy dzieł sztuki dla zbiorów przywiezionych m.in. z Berlina, Wrocławia i Książa.  Fakt ten czyni teorię wysadzonej studni prawdopodobną. Być może już w najbliższym czasie odbędzie się jakaś eksploracja tego terenu. Jeśli znajduje się tam 28 ton złota to jestnino warte około 5 miliardów złotych. 

 

 


Udowodniono, że dinozaury były kanibalami

Paleontolodzy zbadali szczątki mięsożernych dinozaurów sprzed ponad 150 milionów lat, które znaleziono w kamieniołomie Mygatt-Moore w stanie Kolorado. Okazało się, że kości posiadają ślady ugryzień, które wskazują na kanibalizm wśród dinozaurów.

 

Kanibalizm, czyli praktyka zjadania osobników własnego gatunku, jest dość rozpowszechniona w naturze i zwiększa szanse na przetrwanie podczas głodu. Dlatego nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby okazało się, że dinozaury również dopuszczały się aktów kanibalizmu. Najnowsze wyniki badań wskazują, że tak właśnie było.

 

Naukowcy z Uniwersytetu w Tennessee, Uniwersytetu Kolorado Mesa i Daemen College przebadali ponad 2 tysiące kości wydobytych z kamieniołomu. Niemal jedna trzecia z nich zawiera ślady ugryzień. Dokładne analizy pokazały, że w części przypadków, kości należące do mięsożernych teropodów z rodziny allozaurów posiadały ślady ugryzień, które zostawiły inne dinozaury z tego samego rodzaju.

Źródło: Drumheller et al., PLOS ONE, 2020

Nie jest to pierwszy dowód na kanibalizm wśród dinozaurów. Podobne przypadki odkrywane są raczej rzadko, lecz tym razem udało się ustalić konkretne dinozaury, które mogły się tego dopuścić. Kanibalizm mógł być wręcz powszechny w środowisku, w którym brakowało pożywienia.

 


Chiny i Zjednoczone Emiraty Arabskie rozpoczną wkrótce własne misje marsjańskie

Chiny oraz Zjednoczone Emiraty Arabskie planują jeszcze w tym roku rozpocząć misje marsjańskie. Tego lata Chiny planują wysłać na Czerwoną Planetę orbiter, lądownik oraz łazik Tianwen-1, podczas gdy Zjednoczone Emiraty Arabskie mają zamiar wysłać orbiter zbudowany we współpracy z trzema uniwersytetami w USA.


Tegoroczne lato jest wyjątkowe dla tego typu przedsięwzięć ze względu na odpowiednią pozycję Marsa oraz Ziemi. Od lipca do września tego roku trasa pomiędzy planetami będzie najkrótsza i pozwoli na znaczne zaoszczędzenie zasobów. Kolejne tego typu okno wystąpi dopiero za 2,5 roku.


Projekt Tianwen-1 obejmie orbiter do badania terenu i właściwości magnetycznych Marsa. W zestawie instrumentów znajdzie się kamera wysokiej rozdzielczości, która będzie mogła dostarczać zdjęcia Czerwonej Planety. Ponadto w skład projektu wejdzie lądownik oraz łazik marsjański, który pozwoli na mapowanie terenu do 100 metrów pod powierzhcnią planety.


Misja Emirates Mars otrzymała  nazwę Al Amal i obejmie dostarczenie nowoczesnego orbitera na Czerwoną Planetę. Statek kosmiczny został zbudowany przez Mohammed bin Rashid Space Center w kolaboracji z University of Colorado Boulder, Arizona State University i University of California. Orbiter będzie badał codzienne i sezonowe zmiany w marsjańskiej atmosferze, które mogą dostarczyć wielu informacji o historii planety.


Tianwen-1 oraz Al Amal dotrą na Marsa na początku 2021 roku. W tym czasie miał dołączyć do nich rosyjsko-europejski łazik Rosalind Franklin, lecz jego start został przełożony z powodu pandemii.


Spektakularny meteor eksplodował nad północną Turcją

Jasna kula ognia eksplodowała nad północną Turcją około 17:35 UTC (20:35 czasu lokalnego) w środę wieczorem, 27 maja 2020 r. American Meteor Society (AMS) otrzymało trzy raporty o tym przelocie, w tym od świadka z Tbilisi w Gruzji.

 

Opierając się na wyliczonej trajektorii tego obiektu, stwierdzono, że kula ognia podróżowała w kierunku zachodnim, na wschód od obszaru w pobliżu miasta Surmene w Turcji aż do północno-zachodniego Azerbejdżanu.

 

Zdaniem świadków początkowo meteor nie był tak jasny, ale potem zaczął płonąć coraz bardziej stając się chwilowo najjaśniejszym źródłem światła na wieczornym niebie. Raportowano, że obiekt miał pomarańczowy kolor. 

 

Lokalne media podały, że ognista kula była widoczna w kilku tureckich prowincjach. Wielu świadków publikowało w mediach społecznościowych nagrania tego zjawiska, które udało im się uchwycić. Tureccy eksperci twierdzą, że szczątki tego ciała niebieskiego mogły wpaść do morza.

 

 


W Algierii zaobserwowano krytycznie zagrożonego wyginięciem geparda saharyjskiego

Na świecie pozostało mniej niż 250 osobników, geparda saharyjskiego, który jest jednym z najrzadziej występujących drapieżników na świecie. Jak wskazuje nazwa, gepard ten występuje w Afryce Północnej i Zachodniej - na obszarze Sahary. 

Z powodu kłusownictwa, gatunek stał się krytycznie zagrożony i znalazł się na czerwonej liście IUCN. Ostatni raz gepard został zauważony dziesięć lat temu w Nigrze oraz Algierii. Najnowsza obserwacja miała miejsce w regionie Atakor w południowej Algierii.

 

Na zeszłotygodniowej konferencji prasowej Projet des Parcs Culturels Algériens (PPCA) zgłoszono, że członkowie Parku Narodowego Ahaggaru zarejestrowali nagrania nieuchwytnego geparda. Jak donosi krajowa agencja prasowa Algeria Press Service, dyrektor parku narodowego zdołał utworzyć specjalny zespół, który zajął się śledzeniem geparda. Dzięki czterdziestu kamerom, przez 120 dni udało się zarejestrować ponad 230 tys. zdjęć zwierzęcia.

Jedno z nagrań, które przedstawia geparda saharyjskiego wspinającego się na drzewo w Parku Narodowym Ahaggaru, zostało zaprezentowane na konferencji prasowej. Ta praca, wraz z innymi misjami badawczymi mającymi na celu znalezienie gepardów w 2017 i 2019 roku, jest częścią zobowiązania PPCA do lepszego monitorowania i zachowania różnorodności biologicznej w parkach narodowych Algierii.

 

Szacuje się, że gepardy saharyjskie występują w liczbie 0,21–0,55 na 1000 kilometrów kwadratowych. Jest to jeden z najniższych wskaźników zagęszczenia wśród dużych drapieżników w Afryce. Wielu badaczy ma nadzieję, że wysiłki związane z ochroną przyrody zapobiegną wyginięciu geparda. Wśród zagrożonych gatunków pustynnych znajdują się m. in. antylopa Addax i gazela płocha.