Proces "irakizacji" Europy postępuje w zadziwiającym tempie. Już właściwie każdego dnia dochodzi do zamachów terrorystycznych. Wczoraj około 18:00 do strzelaniny doszło w jednym z centrów handlowych w Monachium. Wiadomo, że zginęło w sumie 10 osób.

Policja twierdziła początkowo, że napastników mogło być trzech i uciekli z miejsca zdarzenia. Media gorączkowały się tym, że do strzelaniny doszło w rocznicę ataków Andersa Breivika na norweskich lewicowców, co rzekomo miało wskazywać na prawicową inspirację zamachu.

Przez jakiś czas kolportowano również wersję, że zamachowiec strzelając wykrzykiwał "precz z cudzoziemcami". Ekscytacja lewactwa, że oto mają dowód na prawicowy terroryzm, który postawią w przeciwwadze do rozlewającego się w Europie terroryzmu islamskiego, szybko minęła, gdy okazało się, że zamachowiec to 18 letni Irańczyk z niemieckim obywatelstwem.

Znowu okazało się, że zaatakował islamski terroryzm, tylko w tym wypadku szyicki. Może napastnik rzeczywiście wykrzykiwał hasła przeciwko inwazji cudzoziemców, gdyż Europę zalewają sunnici, więc z punktu widzenia Irańczyka mógł ich postrzegać jako niebezpiecznych obcych.

Zupełnym blamażem okazała się również interwencja niemieckiej policji i służb. W ich szeregach zapanował zupełny chaos. Przeszukiwano niemal całe miasto, a okazało się, że zamachowiec znajdował się w odległości kilometra od miejsca gdzie padły strzały i to był na dodatek martwy, bo popełnił samobójstwo.

Jesteśmy na dobrej drodze, aby uodpornić się na kolejne doniesienia o morderstwach i zamachach terrorystycznych do których dochodzi w ubogaconej kulturowo Europie. Chyba już tylko ostatni niepoprawni optymiści zakładają, że jakoś się to wszystko ułoży, przybysze się zintegrują i przyjmą nasze zasady. Coraz wyraźniej widać, że trwa wojna a jej front znajduje się już na ulicach europejskich miast.