W Syrii znów doszło do ataku na cywilów z udziałem broni chemicznej. Tym razem, sytuacja jest w pewnym sensie wyjątkowa – wszystko wskazuje na to, że za najnowszym atakiem chemicznym stoi wspierana przez Zachód „umiarkowana opozycja”, która postanowiła ostrzelać kontrolowane przez wojsko miasto Aleppo.

Atak chemiczny miał miejsce w sobotę w godzinach wieczornych. Media rządowe twierdzą, że islamska rebelia dokonała ostrzału moździerzowego, a w pociskach znajdował się trujący gaz – najprawdopodobniej był to chlor. Ponad 100 osób zostało hospitalizowanych. Ciekawostką jest, że ten sam chlor był wielokrotnie stosowany w przeszłości, a Stany Zjednoczone za każdym razem zrzucały winę na syryjskie wojska.

Faktem jest, że „umiarkowani rebelianci” nie pierwszy raz dokonali ataku chemicznego, lecz wczorajsze wydarzenie jest relacjonowane przez zachodnie media. Co więcej, nawet media powiązane z tzw. opozycją, a konkretniej powstałe w Wielkiej Brytanii Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka potwierdza doniesienia o użyciu broni chemicznej.

W odpowiedzi na ataki na Aleppo, Rosja i Syria zbombardowały obszary w Idlib, z których islamiści mogli dokonać ostrzału. Jest to pierwsze naruszenie rozejmu, które zostało zawarte we wrześniu między Rosją a Turcją.

Zachód jeszcze nie skomentował najnowszych wydarzeń w Syrii. Ostrzał miasta Aleppo jest kolejnym potwierdzeniem, że szeroko rozumiana „syryjska” opozycja jest w posiadaniu broni chemicznej. Warto przypomnieć, że Stany Zjednoczone groziły zbombardowaniem Syrii, gdyby doszło do rozpoczęcia operacji lądowej, mającej na celu oczyszczenie muhafazy Idlib z antyrządowych ugrupowań zbrojnych.

Prezydentowi Assadowi zarzucano, że pod przykrywką ofensywy na islamską rebelię chce użyć broni chemicznej, aby mordować cywilów. Tymczasem cywilom w Aleppo grozi niebezpieczeństwo właśnie przez islamistów, którzy są w posiadaniu trujących gazów i nie zawahali się ich użyć.