Członkowie rosyjskiej armii najemnej Grupy Wagnera, pod wodzą Jewgienija Prigożina, zbuntowali się przeciwko władzy prezydenta Władimira Putina, zdobywając kontrolę nad południowymi miastami i kierując się na Moskwę.

Uzbrojeni powstańcy przejęli kontrolę nad miastem Rostów i wyruszyli w 1100 km podróż do stolicy Rosji. Swoją obecność w Rostowie, które jest głównym logistycznym zapleczem dla całej siły inwazyjnej Rosji, pokazali poprzez zajęcie pozycji w pojazdach opancerzonych i czołgach bojowych. Jeden z czołgów, z napisem "Syberia" na czerwonym tle, był wyraźnym oświadczeniem o zamiarze przemarszu przez całą Rosję.

Podczas gdy buntownicy poruszali się szybko, Rosja odpowiadała ogniem z powietrza, ale nie wydaje się, żeby to spowalniało ich postęp. W Moskwie, z powodu ogłoszonego stanu "kontrterrorystycznego", władze zwróciły się do mieszkańców z prośbą o pozostanie w domach. Władze w Moskwie podjęły kroki w celu zwiększenia bezpieczeństwa, a burmistrz Moskwy, Siergiej Sobianin, ogłosił poniedziałek dniem wolnym od pracy, aby "zminimalizować ryzyko". Plac Czerwony został zablokowany przez metalowe bariery.

Prezydent Putin, stanowczo odpowiadając na te wydarzenia, porównał bunt do rosyjskiej wojny domowej sprzed wieku. W telewizyjnym przemówieniu stwierdził, że egzystencja Rosji jest zagrożona i wezwał do kary dla tych, którzy "świadomie wkroczyli na drogę zdrady". Putin podpisał również ustawę zaostrzającą przepisy dotyczące łamania prawa wojennego tam, gdzie zostało ono nałożone.

Prigożin, który był kiedyś sojusznikiem Putina, odpowiedział, twierdząc, że on i jego ludzie są patriotami, którzy walczą przeciwko korupcji, kłamstwu i biurokracji. Zapowiedział również, że nie ma zamiaru poddawać się i wezwał ministra obrony Sergieja Szojgu i szefa sztabu generalnego Walerija Gerasimova, aby przyszli do niego do Rostowa. Sytuacja jest rozwojowa.