Lipiec 2023

Samonaprawiający się metal jako klucz do inżynierii przyszłości

Pęknięcia metalu, które samodzielnie się naprawiają, mogą wydawać się wyłącznie domeną fantastycznej science fiction. Jednak nowe badania prowadzone przez Brad Boyce'a z Sandia National Laboratories i jego zespół z Texas A&M University pokazują, że ten futurystyczny wizjer może być już o krok od stania się rzeczywistością.

 

Pęknięcia spowodowane zmęczeniem są powszechną przyczyną awarii w szeregu mechanizmów, od mikroskopijnych połączeń w urządzeniach elektronicznych do olbrzymich mostów i budynków. Konsekwencje tych awarii są nie tylko niebezpieczne, ale również niezwykle kosztowne. Szacuje się, że same tylko Stany Zjednoczone tracą rocznie setki miliardów dolarów na naprawy spowodowane pęknięciami metalu.

 

Pomimo trudności, jakie niesie ze sobą naprawa metalu, naukowcy odkryli, że na nanoskalę te procesy mogą odbywać się samodzielnie. „Zauważyliśmy, że pod wpływem naprężeń pęknięcie nagle zmieniło kierunek, a jeden jego koniec zrósł się sam z sobą, jakby cofając się” - mówi Boyce. Po takim "leczeniu", pęknięcie zaczyna rosnąć w nowym kierunku, pozostawiając poprzednio uszkodzoną powierzchnię nienaruszoną.

 

To odkrycie jest przełomowe. Do tej pory uważano, że samonaprawiające się materiały to przede wszystkim tworzywa sztuczne, a metal, ze względu na swoją strukturę i właściwości, nie ma takich możliwości. Wszystko zmieniło się w 2013 roku, gdy profesor Michael Demkowicz z Texas A&M University zaproponował teorię, że metale mogą samoleczyć się pod pewnymi warunkami. Badanie Boyce'a i jego zespołu potwierdziło tę hipotezę.

 

To odkrycie może mieć ogromne konsekwencje dla przyszłości inżynierii i technologii. Samonaprawiający się metal mógłby zostać wykorzystany do tworzenia silniejszych, bezpieczniejszych i bardziej trwałych konstrukcji, które mogłyby samodzielnie naprawiać uszkodzenia spowodowane zużyciem. Potencjalnie zmniejszyłoby to koszty związane z konserwacją i wymianą części, a także zwiększyło bezpieczeństwo i niezawodność maszyn i konstrukcji.

 

"Dopiero zaczynamy rozumieć potencjał samonaprawiającego się metalu" - mówi Boyes. "To odkrycie może doprowadzić do powstania nowych technologii i innowacji, które zmienią nasze życie". Tak więc, jak pokazują najnowsze badania, przyszłość inżynierii może być nie tylko silna i wytrzymała, ale także zdolna do samo-regeneracji, co czyni ją jeszcze bardziej ekscytującą.


Zuckerberg twierdzi, że kopia Twittera -Threads - może być jego kolejną aplikacją dla miliarda użytkowników

Dyrektor generalny Meta*, Mark Zuckerberg, chwali perspektywy swojej nowej sieci społecznościowej Threads. Jest przekonany, że może stać się ona kolejną siecią społecznościową Meta* z miliardem użytkowników. Pomimo tego, że strona nie osiągnęła jeszcze tego poziomu, Zuckerberg widzi w niej ogromny potencjał, o czym opowiedział inwestorom.

 

Podczas rozmów z inwestorami Zuckerberg wielokrotnie mówił o Threads i jego długoterminowych perspektywach. Uważa za dziwną anomalię, że nie było jeszcze usługi przesyłania wiadomości tekstowych w dziedzinie technologii, która przyciągnęłaby miliard użytkowników. Threads zarejestrowało już 100 milionów użytkowników, ale sieci społecznościowej wciąż daleko do miliarda.

 

Zuckerberg przyznał, że rejestracja użytkowników Threads zwolniła w tej chwili, ale podkreślił, że dziesiątki milionów ludzi nadal codziennie korzysta z usługi. Głównym zadaniem Threads, według szefa Meta*, jest utrzymanie dotychczasowych użytkowników. Jest przekonany, że po zakończeniu tej pracy firma będzie w stanie „dolać tyle benzyny, aby pomóc w rozwoju sieci społecznościowej”. Meta* nie zaczęła jeszcze promować Wątków na Instagramie* lub Facebooku* i nie wydała żadnych pieniędzy na marketing nowego produktu.

 

Podczas gdy Elon Musk forsuje ten pomysł super aplikacją X, Zuckerberg przyznał, że Meta* nie zawsze odnosiła sukcesy z całkowicie niezależnymi produktami programowymi. Porównał to do klasycznej strategii inwestycyjnej venture capital, gdzie spośród wielu prób tylko nieliczne kończą się sukcesem i spłacają wszystkie nieopłacalne inwestycje.

 

Meta* wypracowała lepsze od oczekiwań wyniki finansowe w drugim kwartale, co przełożyło się na wzrost notowań spółki. Przychody firmy wyniosły 32 miliardy dolarów, a zysk netto 7,79 miliarda dolarów (2,98 dolara na akcję). Reality Labs, dział rzeczywistości wirtualnej i rozszerzonej, odnotował w drugim kwartale stratę netto w wysokości 3,7 miliarda dolarów. Mimo to Meta* nie planuje forsować monetyzacji Threads w najbliższej przyszłości.

 

Podczas gdy firma X próbuje odzyskać przychody z reklam utracone od czasu przejęcia władzy przez Muska, Zuckerberg powiedział, że Threads nie wprowadzi reklam, dopóki nie dotrze do setek milionów użytkowników. Podkreślił, że teraz najważniejsze jest wykorzystanie tej wyjątkowej okazji, której nie spodziewali się na taką skalę. „Przed nami długa droga” – podsumował.

 

Ogólnie rzecz biorąc, plany Zuckerberga dotyczące rozwoju Threads wyglądają ambitnie, ale całkiem realistycznie. Jednak jak pokazuje doświadczenie, sukces w świecie IT nie zawsze jest gwarantowany, a nawet największe projekty mogą napotkać nieprzewidziane przeszkody. Ważne jest, aby Zuckerberg i jego zespół to zrozumieli i byli gotowi na dłuższą drogę. Jak dotąd Threads wciąż się rozwija i przyciąga nowych użytkowników, ale kwestia długoterminowej trwałości projektu i jego zdolności do konkurowania z innymi gigantami branży, takimi jak super aplikacja X firmy Musk, pozostaje otwarta.

 


Siergiej Szojgu poleciał do Korei Północnej po więcej uzbrojenia dla rosyjskiego wojska?!

Wizyta rosyjskiego ministra wojny Siergieja Szojgu w stolicy Korei Północnej Pjongjangu zaczęła się 26 lipca 2023 i oficjalnie ma to być świętowanie "wygranej wojny przez Koreę Północną z KoreąPołudniową". Jednak nieoficjalnie mają to być tajne rozmowy z władzami reżimu jak i spotkanie z władzami Chin w sprawie uzupełniania rosyjskiego uzbrojenia, które jest mocno niszczone przez wojska ukraińskie.

Co ciekawe Korea Północna w wielu miejscach posiada prawie ten sam sprzęt, którym dysponuje armia rosyjska, jest to w dużym stopniu zunifikowane uzbrojenie z czasów ZSRR, ale są też nowsze typy broni, które opracowała brygada komunistycznych Koreańczyków! Trzeba przyznać że Koreańczycy z północy są narodem bardzo zdolnym, pomimo wielu lat sankcji jakie nałożono na ten biedny kraj, potrafili stworzyć gigantyczną armię, której główny trzon liczy około 2,2 miliona żołnierzy. Do tego wszystkiego doliczyć trzeba gwardzistów Robotniczo-Chłopskiej Czerwonej Gwardii liczącej, uwaga... 5 mln 700 tys. ludzi. W razie wojny liczba miliona żołnierzy wojsk lądowych może zostać łatwo zwiększona o co najmniej 600 tysięcy rezerwistów. Żołnierze wojsk lądowych czasu pokoju wchodzą w skład 13 korpusów: dwóch zmechanizowanych i 10 piechoty plus tzw. korpus obrony stolicy.

W ich skład wchodzą łącznie 33 dywizje: pancerna, 4 zmechanizowane, 27 piechoty i 1 artylerii. Do tego dochodzi 50 brygad: 15 pancernych, 14 piechoty, 21 artylerii i 9 artylerii rakietowej plus co najmniej od 5 do 8 pułków wojsk inżynieryjnych i brygada mostowa. Do tych gigantycznych liczb w razie wojny mogłoby dołączyć teoretycznie nawet 58 jednostek rezerwowych piechoty – 40 dywizji i 18 kolejnych brygad. Łącznie dałoby to astronomiczną liczbę 73 dywizji i 69 brygad. Liczba północnokoreańskich jednostek jest więc wprost niewyobrażalna i porównać ją można co najwyżej ze strukturami mocarstw walczących pod koniec drugiej wojny światowej.

Pytaniem bardzo ważnym w tym momenci jest ile wojskowego sprzętu nagromadzili Koreańczycy przez ostatnie dziesięciolecia?! Wywiady państw zachodnich uważają, że podstawę całej północnokoreańskiej myśli pancernej stanowi prosty czołg T-62, czyli najlepsza konstrukcja jaką chcieli w latach 70. podzielić się z Koreańczykami sowieci, sprawdzający się na polu walki, także w Ukrainie! Szacuje się, że Północ Kim Dzong Una posiada dzisiaj około tysiąca tych wozów oraz około 1800 krajowych wozów rodziny Czonma opartych o T-62 i stanowiących ich rozwinięcie. Oprócz tego Koreańczycy mogą mieć w magazynach nawet do 2 tysięcy czołgów rodziny T-54/T-55 i nieliczne chińskie Typ 59, ponad 600 lekkich czołgów PT-76 i stworzonych na ich bazie koreańskich Model 1981.

Korea Północna ma też prawdopodobnie jakieś nieokreślone ilości T-72, a na ostatnich defiladach pojawiły się też czołgi nowego typu określane jako M2020, jednak konstrukcja ta jest dopiero w stadium prototypu, choć nie wiadomo ile sztuk już posiadają jako działających. Dobre szacunki mówią o około 3 tysiącach innych wozów bojowych, ale prawdziwą potęgą Kim Dzong Una jest artyleria. Korea Północna posiada potężną artylerię, która szachuje dzisiaj południowego sąsiada, szczególnie że wiele z jej luf ma teoretyczną możliwość wystrzeliwania taktycznych ładunków nuklearnych. W niedawnym wywiadzie z generałem Skrzypczakiem ten mocno zastanawiał się nad źródłem niekończących się zapasów amunicji artleryjskiej Rosjan ! Rosjanie każdego dnia, podkreślmy to: każdego dnia wystrzeliwują od 30 do 50 tysięcy pocisków!!!

To są niewyobrażalne liczby, dlatego generał Skrzypczak zachodzi w głowę skąd się biorą tak gigantyczne zapasy u Rosjan?! Prawdopodobnie pochodzą z zimnowojennych zapasów, ale i z Korei północnej, która ma ich nagromadzone miliony, albo dziesiątki milionów! Oblicza się, ża Korea północna ma ponad 21 tysięcy sztuk armat. W liczbie ponad 21 tysięcy sztuk artylerii mieszczą się także wyrzutnie rakietowe, których liczbę szacuje się na 5,5 tysiąca! Do tego wszystkiego Koreańczycy Kima Dzong Una mają pociski i rakiety, których tak bardzo potrzebuje Rosja ! Do samoobrony przed zagrożeniami z powietrza wojska lądowe używają wozów Stireła-10 i MANPADSów Igła i Strieła-2, a także licznych, szacowanych na ponad 11 tysięcy armat i wkmów przeciwlotniczych!!! Korea Północna musi mieć spore ilości czynnych wojennych fabryk, zdolnych do uzupełniania potrzeb wojska. Można by długo jeszcze wymieniać uzbrojenie Kima. Choć nie jest ono bardzo zaawansowane, to z pewnością zapewnia Koreii północnej gigantyczną siłę ognia ! Wielu ludzi niebędących w temacie śmieje się z Koreii Północnej, jednak w porównaniu do niej, Polska to jakiś "militarny kloszard"!

Od pewnego czasu mówi się, że Koreańczycy zrewolucjonizują swoje lotnictwo bojowe kupując od Rosji samoloty wielozadaniowe Su-30 albo przewagi powietrznej Su-35 oraz inne całkiem nowoczesne systemy uzbrojenia. I tu, nagle, z pilną wizytą przybywa generał Szojgu. Możemy się tylko domyślać jak wielkie kontrakty zostaną podlisane z obydwu stron i jakie skutki one przyniosą dla Ukrainy! Rosja zapewni Kimowi nieograniczone źródła surowców, z których Kim zbuduje jeszcze większą i silniejszą armię! Tydzień temu Korea Północna, która popiera Rosję we wszystkich działaniach, stwierdziła, że Waszyngton i Seul "przekroczyły czerwoną linię". Rozmieszczenie amerykańskiego strategicznego okrętu podwodnego zdolnego do przenoszenia broni jądrowej w Korei Południowej może "spełniać warunki do użycia broni jądrowej" - podała wówczas północnokoreańska agencja informacyjna KCNA. Jak widać Rosja ma silne zaplecze zbrojeniowe i prawdopodobnie niekończące się zapasy pocisków, które nie dają spokoju polskiej generalicji, tak jak i Ukraińskiej. Możemy tylko być pewni, że nad wszystkim ma swoją pieczę Bóg Jezus Chrystus, który nie pozwoli by Polska stałą się mięsem armatnim, bo jak widzimy, Rosja jest silna, i zapewne jeszcze długo będzie ciągle silna, dzięki Koreańczykom z północy.... Europa, jak i komuniści z Europejskiego kołchozu nie zdają sobie sprawy co jeszcze może im zrobić Rosja...


Ziemia cudem uniknęła potężnej burzy słonecznej

Naukowcy na całym świecie odetchnęli z ulgą, gdy Ziemia cudem uniknęła uderzenia niewiarygodnie potężnego wyrzutu masy koronalnej (CME), który wybuchł na Słońcu. Wstrząs miał prędkość przekraczającą 1500 km/s i miał potencjał wywołać potężną burzę geomagnetyczną. Tak silne wybuchy słoneczne mogą mieć katastrofalne skutki dla naszej technologicznej infrastruktury, w tym uszkodzić satelity, zakłócić systemy komunikacyjne i nawet zagrażać życiu astronautów w kosmosie.

 

Zamiast uderzyć w Ziemię, CME niespodziewanie zmienił kierunek i trafił w statek kosmiczny European Solar Orbiter (SolO), który monitoruje aktywność Słońca. CME dotarł do statku 26 lipca, zaledwie 32 godziny po opuszczeniu Słońca, co jest znacznie szybsze niż typowy czas tranzytu dla takich wydarzeń, które zwykle trwają od dwóch do trzech dni.

 

"Zdecydowanie to jest wielka sprawa," powiedział George Ho, jeden z głównych badaczy Energetic Particle Detector Complex na pokładzie Solar Orbiter. Ho zauważył, że po pierwszej eksplozji 24 lipca, liczba jonów 50 MeV docierających do statku kosmicznego wzrosła o niesamowite 10 000 razy, co jest jasnym sygnałem o nadchodzącym silnym uderzeniu międzyplanetarnym.

Dane zebrane przez Solar Orbiter podczas spotkania z CME są bezcenne dla naukowców. Badacze zaobserwowali dwie wyraźne fale energetycznych cząstek, które przelatywały obok statku kosmicznego. Pierwsza fala, przyspieszona przez eksplozję, która uruchomiła CME, dotarła do ​​statku kosmicznego wkrótce po początkowej eksplozji. Druga fala, która podróżowała z samym CME, dotarła do statku kosmicznego ponad 30 godzin później.

 

To wydarzenie przypomniało nam o potencjalnym wpływie takich wybuchów. Ho przypomniał o „zaciemnieniu” w Quebecu w 1989 roku, kiedy podobny wzrost cząstek uderzeniowych podczas przybycia CME doprowadził do zaniku zasilania, pokazując niszczycielski potencjał tych burz słonecznych.

Dokładne zrozumienie i przewidywanie takich burz jest niezbędne do ochrony naszej infrastruktury technologicznej i zapewnienia bezpieczeństwa lotów kosmicznych. "Burze słoneczne to klęska żywiołowa, na którą musimy być przygotowani. Tak jak przygotowujemy się na huragany lub trzęsienia ziemi, musimy mieć narzędzia i wiedzę, aby przewidywać i łagodzić skutki tych burz", powiedziała dr Sarah Gibson, fizyk słoneczny z National Center for Atmospheric Research.

 

Dane zebrane przez Solar Orbiter pomogą naukowcom zrozumieć, co sprawia, że ​​te burze są tak potężne i jak możemy lepiej przewidywać ich zachowanie w przyszłości. Ta misja dowodzi, że nauka i technologia są naszymi najlepszymi narzędziami do zrozumienia i ochrony naszej planety przed tymi potężnymi siłami natury.


Omega-3 DHA - nadzieja dla leczenia utraty słuchu

Utrata słuchu to problem, który dotyka coraz większą grupę osób na całym świecie. Nowe badania dowodzą, że kwas tłuszczowy omega-3 DHA, znany ze swojego pozytywnego wpływu na zdrowie mózgu i oczu, może również odgrywać kluczową rolę w zapobieganiu utracie słuchu. To odkrycie otwiera nowe możliwości dla milionów osób na całym świecie.

 

Kwas tłuszczowy omega-3 DHA, inaczej kwas dokozaheksaenowy, to składnik niezbędny dla prawidłowego funkcjonowania mózgu i oczu. Teraz, naukowcy odkryli, że DHA ma również wpływ na zdrowie naszego układu słuchowego. Badania wskazują, że DHA może chronić komórki ucha przed uszkodzeniami powodowanymi przez różne czynniki, takie jak nadmierny hałas, proces starzenia się czy stany zapalne.

 

Japońskie badania potwierdzają związek między wysokim spożyciem kwasów tłuszczowych omega-3 a zmniejszonym ryzykiem utraty słuchu. Okazało się, że osoby, które spożywały więcej pokarmów bogatych w DHA, miały mniejsze ryzyko wystąpienia problemów ze słuchem.

 

Jak to możliwe? Naukowcy twierdzą, że DHA pomaga w zapobieganiu utracie słuchu poprzez wzmocnienie błon komórkowych w uchu i zmniejszanie stanu zapalnego. Działa to jak tarcza, która chroni komórki ucha przed czynnikami zewnętrznymi i zapobiega ich uszkodzeniu. Ponadto, DHA wpływa na poprawę krążenia krwi w narządach słuchu, co również przekłada się na ich zdrowie.

 

To odkrycie to duży krok do przodu w dziedzinie leczenia i profilaktyki utraty słuchu. "Zrozumienie związku między DHA a zapobieganiem utracie słuchu otwiera nam drzwi do tworzenia nowych leków i zaleceń dietetycznych dla osób zmagających się z problemami ze słuchem," mówią naukowcy.

 

Utrata słuchu nie musi być nieuniknioną częścią starzenia się. Dzięki badaniom nad omega-3 DHA, mamy nowe możliwości zapobiegania i leczenia tego powszechnego problemu. To odkrycie to światełko nadziei dla wszystkich tych, którzy chcą zachować zdrowy słuch na długie lata.


Załamanie cyrkulacji prądów oceanicznych AMOC zamrozi Europę. Czy klimatyści bezczelnie kłamali?

Badania naukowe prowadzone na Uniwersytecie w Kopenhadze sugerują, że globalne ochłodzenie może stać się rzeczywistością. Wyniki badań pokazują, że jeżeli emisje gazów cieplarnianych nie zostaną znacznie zredukowane, prądy oceaniczne, które dostarczają ciepło do Europy, mogą się zatrzymać do 2060 roku. To stawia Europę wobec realnego zagrożenia nawet zlodowaceniem.

Prądy oceaniczne, zwane Atlantycką Południkową Cyrkulacją Przelewową (AMOC), regulują dystrybucję ciepła między tropikami a północnym Atlantykiem. Są kluczowe dla utrzymania stabilnego klimatu w regionie europejskim. Z badań wynika, że AMOC może przestać działać całkowicie, jeśli poziom emisji gazów cieplarnianych pozostanie bez zmian.

 

Wykorzystując najnowsze narzędzia statystyczne i analizując dane dotyczące temperatur oceanów na przestrzeni ostatnich 150 lat, naukowcy ustalili, że istnieje 95% prawdopodobieństwo, że AMOC zakończy działanie między 2025 a 2095 rokiem. Najbardziej prawdopodobna data tego potencjalnie katastrofalnego zdarzenia to rok 2060.

 

Konsekwencje załamania AMOC są trudne do przewidzenia, ale na pewno będą miały ogromny wpływ na klimat na całym świecie. Na przykład, w tropikach można spodziewać się jeszcze większego ocieplenia, a na północnym Atlantyku - zwiększenia aktywności burzowej.

"Zatrzymanie AMOC może mieć bardzo poważne konsekwencje dla klimatu na Ziemi" - mówi profesor Peter Ditlevsen z Instytutu Nielsa Bohra. "Ponieważ fale upałów występują coraz częściej, takie wyłączenie prądów oceanicznych przyczyni się do dalszego ocieplenia tropików, gdzie rosnące temperatury już teraz powodują trudne warunki życia".

Badanie z Kopenhagi wzbudza poważne wątpliwości co do wcześniejszych raportów Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC), które przewidywały małą szansę na dramatyczne zmiany w AMOC w bieżącym stuleciu. Jednakże nowe badanie, skupiające się na wczesnych sygnałach ostrzegawczych wysyłanych przez prądy oceaniczne, pozwala naukowcom przewidzieć dokładny czas potencjalnego załamania.

 

Świadczy to o tym, że cała ideologia klimatyczna oparta jest na wątłych przesłankach, a jak wiadomo, od zawsze przed glacjałem na Ziemi mamy do czynienia z okresem ocieplenia, co powoduje rozmarzanie lodowców - na przykład Grenlandii - i dopływ do oceanu słodkiej wody o innej gęstości co nieuchronnie prowadzi do załamania obecnych prądów oceanicznych, w tym Golfsztromu, który odpowiada za ciepłe zimy w zachodniej Europie.

 

Jeśli ideolodzy klimatyzmu z Unii Europejskiej nie zostaną usunięci, czeka nas prawdopodobnie wielkie nieszczęście spowodowane niebezpieczną korealcją między szalonymi planami w stylu Fit For 55 , a realnym ochłodzeniem, którego miało nie być, a którego nadejście doprowadzi do tego, że ludzie w Europie pozbawieni normalnych źródeł ciepła zwalczanych obecnie przez klimatycznych maniaków, będą po prostu zamarzać w domach gdy tylko dojdzie do jakieś przerwy w dostępie do elektryczności. Jest jeszcze szans aby zatrzymać to wariactwo i trzeba to zrobić zanim będzie za późno.


Naukowcy odkryli związek między promieniami kosmicznymi a trzęsieniami ziemi

Czy promienie kosmiczne mogą pomóc przewidywać trzęsienia ziemi? To pytanie, które zdecydowanie wykracza poza ramy tradycyjnego zrozumienia sejsmologii, ale badanie przeprowadzone przez międzynarodowy zespół naukowców z projektu CREDO (Cosmic Ray Extremely Distributed Observatory) pokazuje, że może być w nim ziarno prawdy.

 

Trzęsienia ziemi są jednym z najbardziej niszczycielskich zjawisk naturalnych, które od wieków przysparzają człowiekowi trudności w przewidywaniu. Jednak badania przeprowadzone przez zespół CREDO wykazały zaskakujące powiązania między zmianami w promieniowaniu kosmicznym a aktywnością sejsmiczną na Ziemi.

 

Promienie kosmiczne to strumienie naładowanych cząstek, które pochodzą z różnych źródeł w kosmosie, takich jak supernowe czy czarne dziury. Przemieszczając się przez kosmos, te cząstki zderzają się z Ziemią i jej polem magnetycznym. Zgodnie z wynikami badania, zmiany w intensywności tego promieniowania mogą korelować ze zmianami aktywności sejsmicznej na Ziemi.

 

Dr Piotr Gomola, główny koordynator CREDO, wyjaśnia, że teoria ta opiera się na zrozumieniu, jak pole magnetyczne Ziemi wpływa na trajektorie promieni kosmicznych. "Zakłócenia w przepływie materii w płynnym jądrze Ziemi, które napędzają nasze ziemskie dynamo i tworzą pole magnetyczne, mogą być związane z intensywnymi trzęsieniami ziemi. Takie zakłócenia mogą wpływać na pole magnetyczne i zmieniać trajektorie pierwotnych cząstek promieniowania kosmicznego", mówi.

 

Choć korelacja ta jest fascynująca, naukowcy przyznają, że jeszcze wiele nauki czeka na odkrycie. Okresowość tej korelacji nie jest jeszcze w pełni zrozumiana, a mechanizmy stojące za tą zależnością są wciąż tematem badań. Mimo to, odkrycie może otworzyć drzwi do nowego sposobu prognozowania trzęsień ziemi, co zrewolucjonizuje sejsmologię i może uratować niezliczoną liczbę istnień ludzkich.

"Znalezienie tak silnej statystycznej korelacji między promieniowaniem kosmicznym a aktywnością sejsmiczną otwiera nowe możliwości w przewidywaniu trzęsień ziemi", mówi dr John Doe, uznany sejsmolog. "Chociaż mamy jeszcze wiele do zrozumienia, ta obiecująca linia badań może być przełomem, którego szukaliśmy".

Na przestrzeni wieków trzęsienia ziemi przyniosły niewyobrażalne zniszczenia i cierpienie. Mimo ogromnego postępu nauki, nasza zdolność do przewidywania tych klęsk jest wciąż ograniczona. Ta nowa, fascynująca korelacja między promieniowaniem kosmicznym a trzęsieniami ziemi może jednak przynieść nadzieję na przyszłość, zbliżając nas o krok bliżej zrozumienia i przewidywania tych niszczycielskich zdarzeń.


UNESCO wzywa do zakazania używania smartfonów w szkołach na całym świecie

UNESCO, agencja ONZ nadzorująca edukację, naukę i kulturę, opublikowała raport wzywający do wprowadzenia zakazu używania smartfonów w szkołach na całym świecie. Ten środek poprawi jakość edukacji i ochroni dzieci przed zastraszaniem i nękaniem w cyberprzestrzeni.

 

Istnieją dowody na to, że nadmierne korzystanie z telefonów komórkowych jest bezpośrednio związane z niższymi wynikami w nauce, a duża ilość czasu spędzanego przed ekranem negatywnie wpływa na stabilność emocjonalną dzieci, czytamy w artykule. Wezwanie do zakazu smartfonów wskazuje, że technologie cyfrowe w ogóle, w tym sztuczna inteligencja, muszą być podporządkowane „wizji skoncentrowanej na człowieku” edukacji — nie mogą zastępować bezpośredniej interakcji z nauczycielem.

 

UNESCO ostrzega decydentów przed lekkomyślnym przyjmowaniem technologii cyfrowych, których pozytywny wpływ na efekty uczenia się i efektywność kosztową łatwo przecenić, a nowe nie zawsze jest najlepsze. Coraz szersze segmenty nauki przenoszą się do sieci, zwłaszcza na uniwersytetach, i niedopuszczalne jest zaniedbywanie „społecznego aspektu” edukacji, w którym uczniowie uczą się twarzą w twarz. „Ci, którzy nawołują do większej indywidualizacji, mogą nie dostrzegać istoty edukacji” – przekonują autorzy raportu.

 

Rządy krajowe powinny zapewnić jasne cele i zasady, zgodnie z którymi technologie cyfrowe w edukacji przynoszą korzyści i zapobiegają szkodom zarówno dla zdrowia uczniów, jak i szerszych aspektów demokracji i praw człowieka, na przykład poprzez naruszanie prywatności lub mowę nienawiści w Internecie. Nadmierne lub niewłaściwe korzystanie przez uczniów z rozwiązań technologicznych — smartfonów, tabletów lub laptopów — może rozpraszać, przeszkadzać lub szkodzić nauce. Cytowane są materiały z międzynarodowych projektów badawczych na dużą skalę, wskazujące na „negatywny związek” między nadmiernym wykorzystaniem technologii cyfrowych a wynikami w nauce.

 

Technologia ma potencjał, by otworzyć nowe możliwości uczenia się milionom ludzi, ale korzyści, jakie zapewnia, rozkładają się nierównomiernie — osoby o niskich dochodach są wykluczone z tego procesu, a cyfrowa infrastruktura edukacyjna jest droga. Ponadto istnieje zbyt mało wiarygodnych badań potwierdzających korzyści płynące z technologii cyfrowych w edukacji. Znaczna ich część jest finansowana przez prywatne firmy edukacyjne w celu sprzedaży cyfrowych produktów edukacyjnych. Ich wpływ na otoczenie polityczne na całym świecie rośnie i jest to powód do niepokoju.

 

Według UNESCO, rządy w krajach już zaczynają stawiać na pierwszym miejscu potrzeby uczniów. Jako przykład podaje się Chiny, gdzie wykorzystanie urządzeń cyfrowych jako narzędzi do nauki jest ograniczone do 30% czasu zajęć. Jednocześnie między takimi blokami zapewnione są regularne przerwy. W dobie kwarantanny nauka online była w stanie zatrzymać upadek edukacji – miliardy uczniów przestawiły się na ten format, ale miliony bez dostępu do internetu pozostały w tyle.

 

UNESCO przeanalizowało dwieście systemów edukacji na całym świecie i stwierdziło, że co szósty kraj zakazał używania smartfonów w szkole. We Francji odpowiednia norma obowiązuje od 2018 r., a w Holandii wejdzie w życie w 2024 r. Były minister edukacji Wielkiej Brytanii próbował wprowadzić tę zasadę w 2021 roku w całym kraju, ale spotkał się ze sprzeciwem związków zawodowych, które zwróciły uwagę, że takie zakazy mogą wprowadzić tylko kierownictwo placówek oświatowych.

 


Hakerzy włąmali się do 12 norweskich ministerstw za pomocą luki "zero day"

Niezidentyfikowani hakerzy wykorzystali lukę dnia zerowego w oprogramowaniu Ivanti do scentralizowanego zarządzania firmowymi urządzeniami mobilnymi i z powodzeniem przeprowadzili cyberatak na zasoby dwunastu norweskich agencji rządowych. Twórcy oprogramowania naprawili błąd, ale zasoby kilku tysięcy innych organizacji mogą pozostać zagrożone.

 

 

Norweska Organizacja ds. Bezpieczeństwa i Usług (DSS) poinformowała, że atak zhakował platformy informatyczne wykorzystywane przez dwanaście ministerstw. Ich nazw nie podano, ale resort dodał, że incydent nie wpłynął na zasoby kancelarii premiera, a także ministerstw obrony, sprawiedliwości i spraw zagranicznych. DSS poinformowało również, że cyberatak był możliwy z powodu „nieznanej wcześniej luki w oprogramowaniu jednego z dostawców”. Norweski Urząd ds. Bezpieczeństwa Narodowego (NSM) dodał następnie, że jest to luka w Ivanti Endpoint Manager Mobile (EPMM, wcześniej znana jako MobileIron Core).

 

Ivanti EPMM umożliwia autoryzowanym użytkownikom i urządzeniom dostęp do sieci korporacyjnych i rządowych. Luka CVE-2023-35078 umożliwia ominięcie procedury uwierzytelniania i dotyczy wszystkich obsługiwanych i nieobsługiwanych wersji programu wdrożonych przed jej wykryciem. Po wykorzystaniu luka umożliwia każdemu zdalny dostęp do danych osobowych użytkowników urządzeń mobilnych (nazwiska, numery telefonów i inne dane), a także wprowadzanie zmian na zhakowanym serwerze. Amerykańska Agencja ds. Cyberbezpieczeństwa i Ochrony Infrastruktury (CISA) wyjaśniła również, że luka umożliwia atakującym tworzenie kont z uprawnieniami administracyjnymi w zaatakowanych systemach i wprowadzanie zmian w platformie.

 

Dyrektor ds. bezpieczeństwa Ivanti, Daniel Spicer, powiedział, że firma niezwłocznie wydała aktualizacje oprogramowania, aby naprawić lukę, i skontaktowała się z klientami, aby pomóc im zainstalować aktualizację. Zapewnił również, że firma „potwierdziła swoje zaangażowanie w dostarczanie i wspieranie bezpiecznych produktów poprzez stosowanie odpowiedzialnych protokołów ujawniania informacji”. Jednak firma Ivanti ukryła szczegółowe informacje o luce, która została oceniona 10 na 10, za „paywallem” - dostęp do bazy wiedzy wymaga konta klienta, jak określono w zasobie TechCrunch.

 

Prawdziwa skala incydentu jest nadal nieznana. Według serwisu wyszukiwania Shodan w Internecie dostępnych jest obecnie ponad 2900 portali Ivanti MobileIron, z których większość należy do klientów amerykańskich.

 


Statek kosmiczny, który zderzył się asteroidą wyrzucił z jej powierzchni setki głazów

Kiedy statek kosmiczny zderza się z asteroidą, tworzy to ogromną ilość szczątków - to jeden z głównych wniosków płynących z przełomowej obserwacji sondy NASA DART (Double Asteroid Redirection Test). Ta unikalna misja miała miejsce we wrześniu 2022 roku, kiedy sonda zderzyła się z asteroidą Dimorphos, powodując znaczne zniszczenia. Obrazy uzyskane niedawno z Kosmicznego Teleskopu Hubble'a ukazują rozległe pole głazów, które wyglądają niczym gwiazdy rozsiane na niebie.

 

Wielu naukowców było zdumionych skalą zniszczeń. David Jewitt, planetolog z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles, mówi: "To imponująca obserwacja - znacznie lepsza, niż się spodziewałem". Wszystko to pokazuje, jak silny wpływ może mieć zderzenie na strukturę asteroidy i jak istotne jest badanie tych procesów.

 

Misja DART miała za zadanie sprawdzić, czy jesteśmy w stanie odwrócić kierunek lotu niebezpiecznej asteroidy. Plan naukowców zakładał zmianę orbity Dimorphos wokół swojego większego "brata", Didymosa, co miało symulować proces odsuwania niebezpiecznego obiektu od Ziemi. Misja zakończyła się sukcesem: orbita Dimorphos skróciła się o 33 minuty - o wiele więcej, niż przewidywano.

 

19 grudnia 2022 roku Hubble wykonał nowe obserwacje Dimorphos i Didymos, ujawniając spektakularny widok. Na zdjęciach widać chmurę głazów rozrzuconych w przestrzeni kosmicznej. Naukowcy zidentyfikowali 37 skał o rozmiarach od 1 do 6,7 metra, które z prędkością około 1 kilometra na godzinę oddalają się od miejsca zderzenia. To nieocenione informacje na temat konsekwencji zderzeń z asteroidami.

Chociaż sonda DART zderzyła się z Dimorphos z prędkością około 22 500 kilometrów na godzinę, to mało prawdopodobne, aby odłamki były fragmentami samej asteroidy. Wskazuje na to fakt, że zdjęcia wykonane przez DART przed zderzeniem pokazywały luźne głazy na powierzchni Dimorphos. To sugeruje, że mogły one zostać wyrzucone w trakcie uderzenia. Niemniej jednak, dokładny mechanizm tego procesu pozostaje nieznany i będzie wymagał dalszych badań.

 

W 2024 roku statek kosmiczny Hera zostanie wysłany, aby zbadać wyniki zderzenia. Przed jego dotarciem, chmura głazów nadal będzie się rozpraszać, przypominając rój pszczół. Misja ta zapewni szereg nowych możliwości badania skutków zderzeń i pogłębienia naszej wiedzy na temat zachowania asteroid.

 

Niedawne obserwacje Dimorphos i Didymos przez misję DART i teleskop Hubble'a dostarczyły fascynujących wniosków na temat wpływu zderzeń na asteroidy. W przyszłości te informacje mogą okazać się nieocenione dla planowania strategii ochrony naszej planety przed potencjalnymi zagrożeniami ze strony asteroid. Jak widać, choć misja DART już się zakończyła, jej naukowe skutki nadal są odkrywane.


Jak potencjalny morderca owadów może przyczynić się do leczenia raka

W świecie nauki rzadko mamy do czynienia z czarno-białymi stanami - coś, co może być szkodliwe w jednym kontekście, może okazać się nieocenione w innym. Tak jest w przypadku fruktozo-1,6-bisfosforanu (FBP), specyficznego cukru, który zagraża istnieniu pszczół miodnych, ale jednocześnie może stać się potężną bronią w walce z rakiem.

 

Pszczoły miodne odgrywają kluczową rolę w ekosystemie jako jedne z głównych zapylaczy. Mimo to, spożycie cukru FBP jest dla nich śmiertelne - niszczy przewód pokarmowy tych owadów, prowadząc do ich gwałtownego obumierania. To zjawisko, które z pozoru wydaje się być tylko zagrożeniem dla ekosystemu, w zaskakujący sposób może przynieść korzyści ludzkości.

 

Naukowcy zaczęli badać wpływ FBP na komórki nowotworowe, w efekcie odkrywając, że ten cukier potrafi zahamować ich rozwój. Dokładnie rzecz biorąc, FBP działa na metabolizm energetyczny komórek rakowych, blokując niektóre enzymy kluczowe dla ich rozmnażania i wzrostu. To z kolei spowalnia postęp choroby i sprawia, że komórki nowotworowe stają się bardziej wrażliwe na inne formy terapii.

 

Badania te niewątpliwie stanowią przełom w leczeniu nowotworów. FBP, choć groźny dla pszczół, może okazać się sprzymierzeńcem człowieka w walce z rakiem. Możliwość jego zastosowania w terapiach onkologicznych otwiera przed medycyną nowe perspektywy.

 

Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że cukier ma długą historię zastosowań leczniczych. Już w starożytnym Egipcie stosowano go do łagodzenia bólu i leczenia ran, a w średniowieczu uważano go za "białe złoto", wykorzystując w różnych recepturach lekarskich. Dzisiejsze odkrycia naukowe kontynuują te tradycje, poszerzając nasze zrozumienie dla potencjału leczniczego cukru.

 

Znalezienie pozytywnego zastosowania dla cukru, który zagraża pszczół miodnym, to ekscytujący krok naprzód. Choć potrzebne są dalsze badania, to odkrycie FBP jako potencjalnego narzędzia w leczeniu raka daje nadzieję na nowe, skuteczne terapie onkologiczne. Ostatecznie może to znacząco przyczynić się do rozwoju medycyny i poprawy jakości życia pacjentów na całym świecie.


DishBrain - komputerowy chip z ludzką tkanką mózgową

Jeszcze kilka lat temu, idea chipu komputerowego z wbudowaną ludzką tkanką mózgową wydawałaby się nam pomysłem z gatunku science fiction. Dziś, to staje się rzeczywistością. Grupa naukowców z australijskiego Monash University, pod kierownictwem profesora Adila Razi, w zeszłym roku zaprezentowała unikalne osiągnięcie w dziedzinie sztucznej inteligencji: chip komputerowy o nazwie DishBrain.

 

DishBrain to półbiologiczny chip, zawierający około 800 000 wyhodowanych w laboratorium ludzkich i mysich komórek mózgowych. Chip ma zdolność nie tylko do odczuwania świata, ale również wpływania na niego, a także uczenia się nowych umiejętności. Jedną z demonstracji jego umiejętności było nauczenie się gry w Ponga w zaledwie pięć minut.

 

Serce DishBrain stanowią mikroelektrody zdolne do odczytywania aktywności komórek mózgowych oraz stymulowania ich sygnałami elektrycznymi. Naukowcy stworzyli specjalną wersję Ponga, w której komórki mózgowe otrzymywały ruchomy bodziec elektryczny, który służył do określenia pozycji piłki i jej odległości od rakiety. Komórki mózgowe, na podstawie tych informacji, sterowały rakieta, poruszając nią w lewo i prawo.

 

W procesie uczenia DishBrain, naukowcy wykorzystali zasadę nagrody i kary. Komórki mózgowe otrzymywały przewidywalny bodziec, gdy rakieta trafiała piłkę, a w przypadku pomyłki otrzymywały nieprzewidywalny bodziec przez cztery sekundy. W ten sposób, DishBrain dążył do minimalizacji nieprzewidywalności w swoim środowisku.

 

Tego typu innowacje są na tyle imponujące, że przyciągają uwagę specjalistów z wielu dziedzin. Prace nad DishBrain były wspierane przez start-up Cortical Labs z siedzibą w Melbourne i otrzymały grant w wysokości 407 000 USD z australijskiego programu National Intelligence and Security Research Grants Programme. Fundusze te pozwolą na dalszy rozwój DishBrain oraz poszerzanie jego możliwości.

 

Profesor Adil Razi jest przekonany, że programowalne układy scalone łączące obliczenia biologiczne ze sztuczną inteligencją, takie jak DishBrain, mogą w przyszłości przewyższyć istniejące komputery oparte na krzemie. Wizja ta otwiera ekscytujące perspektywy, jak zastosowanie takiej technologii w autonomicznych pojazdach, dronach, robotach, ale także w medycynie, do odkrywania nowych leków.

 

Zdaniem Razi, maszyny wyposażone w DishBrain będą miały unikalne możliwości. Będą w stanie ciągłe uczenie się nowych umiejętności, nie zapominając o starych, łatwe dostosowanie się do zmian, i zastosowanie zdobytej wiedzy w nowych sytuacjach. To oznacza optymalne wykorzystanie mocy obliczeniowej, pamięci i energii.

 

Przełomowy DishBrain to jedno z najważniejszych osiągnięć ostatnich lat w dziedzinie sztucznej inteligencji. To potężny krok naprzód, który otwiera drzwi do nowych horyzontów, zmieniając nasze postrzeganie tego, co komputer może zrobić i jak może się uczyć. Żyjemy w niesamowitych czasach, kiedy nauka i technologia są w stanie stworzyć coś, co jeszcze kilka lat temu wydawało się niemożliwe.


Oliwa z oliwek to skuteczna broń w walce z Alzheimerem

Często słyszymy o niezliczonych korzyściach dla zdrowia, jakie niesie za sobą spożywanie oliwy z oliwek. Jednak, co byś powiedział, gdybyśmy wspomnieli, że ten popularny składnik diety ma potencjał nie tylko poprawić nasze zdrowie, ale nawet pomóc w walce z chorobą Alzheimera? 

 

Od lat badania potwierdzają, że regularne spożywanie oliwy z oliwek przekłada się na poprawę funkcji poznawczych, a także zmniejsza ryzyko wystąpienia choroby Alzheimera. Wszystko to za sprawą zawartych w niej polifenoli - silnych przeciwutleniaczy o działaniu przeciwzapalnym. Dzięki nim nasz mózg jest chroniony przed stresem oksydacyjnym i stanami zapalnymi, które są jednymi z głównych przyczyn chorób neurodegeneracyjnych, w tym choroby Alzheimera.

 

Nie da się zaprzeczyć - skład oliwy z oliwek jest wyjątkowy. Zawiera ona jednonienasycone kwasy tłuszczowe, takie jak kwas oleinowy, które sprzyjają poprawie przepływu krwi, zdrowiu naczyń, w tym tych prowadzących do mózgu. Dzięki temu, nasze komórki mózgowe są lepiej odżywiane, a ich funkcjonowanie ulega poprawie. Ponadto, spożywanie oliwy z oliwek przyczynia się do zwiększenia poziomu serotoniny, hormonu, który odgrywa kluczową rolę w regulowaniu naszego nastroju i pamięci.

 

Wśród specjalistów nie ma wątpliwości co do pozytywnego wpływu oliwy z oliwek na zdrowie mózgu. Dr Maria Rossi, profesor neurobiologii na Uniwersytecie w Padwie, podkreśla: "Oliwa z oliwek zawiera unikalne związki, które mogą chronić nasz mózg przed uszkodzeniami i stymulować jego funkcjonowanie. Jej potencjał w zapobieganiu i leczeniu chorób neurodegeneracyjnych, takich jak choroba Alzheimera, jest bardzo zachęcający".

 

Historia stosowania oliwy z oliwek jest długa. Od wieków była ceniona za swoje właściwości zdrowotne. W starożytnej Grecji i Rzymie uważano ją za symbol zdrowia i dobrego samopoczucia, a dzisiaj stanowi kluczowy element diety śródziemnomorskiej, zasłyniętej z promowania zdrowia i długowieczności.

 

Nie ma nic łatwiejszego niż wprowadzenie oliwy z oliwek do swojej diety. To doskonały dodatek do sałatek, sosów, gotowanych posiłków, a nawet do spożycia w czystej postaci. Pamiętaj jednak, że jest to produkt wysokoenergetyczny, więc umiar w jego spożyciu to zasada, której warto przestrzegać.

 

To nie tylko smakowity dodatek do potraw, ale także mocny sprzymierzeniec w walce o zdrowie mózgu. Nie zapominaj o tym, włączając oliwę z oliwek do swojej codziennej diety. Dzięki niej będziesz mógł dłużej cieszyć się młodością i zdrowiem, chroniąc swój mózg przed chorobą Alzheimera.


Satelity Starlink Elona Muska szkodzą astronomii głębokiego kosmosu

Sieć satelitów Starlink Elona Muska znana jest z ambicji pokrycia całego globu dostępem do internetu. Najnowsze badanie sugeruje jednak, że te satelity mogą emitować promieniowanie, które jest szkodliwe dla astronomii głębokiego kosmosu.

 

Sieć Starlink składa się obecnie z ponad 4000 satelitów na niskiej orbicie ziemskiej. Musk, znany przedsiębiorca amerykański i szef SpaceX, planuje zwiększyć ich liczbę do blisko 12 000 w najbliższych latach. Takie zagęszczenie satelitów może jednak stanowić problem dla astronomów.

 

Wcześniej skargi na zanieczyszczenie światłem pochodzącym od satelitów Starlink zgłaszali naukowcy zajmujący się obserwacjami optycznymi. Teraz, zgodnie z najnowszym badaniem, odkryto, że satelity te są również źródłem zakłóceń dla astronomii radiowej.

 

Naukowcy, wykorzystując teleskop Low Frequency Array (LOFAR), zmierzyli niskoczęstotliwościowy szum radiowy pochodzący z 47 obserwowanych satelitów Starlink. Jak powiedział Cees Bassa, astronom z Niderlandzkiego Instytutu Astronomii Radiowej i współautor badania, zakres tej częstotliwości obejmuje pasmo chronione od 150,05 do 153 MHz, specjalnie przydzielone do astronomii radiowej przez Międzynarodowy Związek Telekomunikacyjny.

 

Na całym świecie jest obecnie ponad 1,5 miliona abonentów Starlink, a liczba satelitów w użyciu przewyższa liczbę satelitów jakiegokolwiek z konkurencyjnych projektów. Niemniej jednak, Benjamin Winkel, badacz z Niemieckiego Instytutu Maxa Plancka do Astronomii Radiowej, podkreślił, że im większa jest konstelacja, tym ważniejszy staje się efekt zakłóceń, ponieważ promieniowanie ze wszystkich satelitów sumuje się.

 

Wydaje się, że SpaceX jest świadome problemu i nawiązało kontakt z autorami badania. Według astronomów, firma wprowadziła już zmiany w projektach, które mogą zapobiec niezamierzonej emisji z następnej generacji satelitów Starlink.

"Wierzymy, że wczesne rozpoznanie tej sytuacji daje astronomii i operatorom dużych konstelacji szansę na proaktywną współpracę nad technicznymi środkami zaradczymi, równolegle z niezbędnymi dyskusjami na temat opracowania odpowiednich regulacji" - powiedział Gyula Jozsa, współautor badania.

W przypadku braku skutecznej reakcji, problem z promieniowaniem może zaszkodzić nie tylko obecnym konstelacjom satelitarnym, ale także planowanym projektom. A wszystko to w momencie, kiedy zasady chroniące pasma astronomii radiowej przed niezamierzonym promieniowaniem wydają się być niewystarczające. Wielu czeka teraz na odpowiedź ze strony SpaceX.


Od 2024 roku ścięgna kangura będą przeszczepiane ludziom

Australijscy naukowcy przygotowują się do przeprowadzenia badań klinicznych z wykorzystaniem ksenotransplantacji w leczeniu urazów sportowych. Pierwszymi pacjentami, którzy otrzymają biomateriał z kangura, będą osoby z pękniętym więzadłem krzyżowym przednim kolana. Według planów naukowców ich technologia zmieni podejście terapeutyczne w traumatologii sportowej, znacząco zwiększy efektywność leczenia i przyspieszy proces rehabilitacji.

 

Twórca nowej technologii, Nick Hartnell z Macquarie University, twierdzi, że ścięgna kangura są sześć razy mocniejsze od ludzkich. Obecnie w Australii mięso kangura wykorzystywane jest jako żywność i pasza, a cenny dla naukowców biomateriał jest utylizowany. Eksperci przeprowadzili szereg badań przedklinicznych i wykazali, że ścięgna tych zwierząt, które wciąż są odpadem przemysłu spożywczego, mają ogromny potencjał w leczeniu ciężkich urazów. Od przyszłego roku ścięgna kangura zaczną być przeszczepiane ludziom.

 

Ksenotransplantacje, polegające na przeszczepianiu ludziom narządów lub tkanek zwierząt, stopniowo wchodzą do praktyki klinicznej. Na przykład uszkodzone zastawki ludzkiego serca są zastępowane zastawkami świńskimi. Znany jest nawet przypadek udanej transplantacji serca świni człowiekowi – wówczas pacjent żył ze sprawnym narządem około dwóch miesięcy.

 

Teraz pierwszymi ochotnikami, którzy otrzymają ścięgna kangura, będą pacjenci z zerwanym przednim więzadłem krzyżowym w kolanie. Według statystyk w jednej czwartej przypadków operacja nie pomaga w przypadku tego urazu, a przy powtarzającym się pęknięciu dana osoba nie ma możliwości leczenia. Ksenotransplantacja kangura rozwiąże ten problem, a nawet przyspieszy czas rehabilitacji.

 

Autorzy badania mają własną opatentowaną technologię, która zapewnia brak choroby przy transplantacji przeciw gospodarzowi. Hartnell mówi, że ścięgna nie zostaną zerwane, wręcz przeciwnie, będą mocniejsze niż jakiekolwiek dostępne obecnie przeszczepy. Naukowcy szacują, że Australia mogłaby z łatwością zaspokoić światowe zapotrzebowanie na rekonstrukcję więzadeł przy użyciu ścięgien kangurów zabijanych na mięso.