Lipiec 2023

Przełom w medycynie - nowa szczepionka może zapobiegać chorobie Alzheimera

Medycyna na przestrzeni lat czyni ogromne kroki w celu zrozumienia i leczenia chorób neurodegeneracyjnych. Choroba Alzheimera, która jest jedną z najczęstszych form demencji, pozostaje jednak jednym z najbardziej nieuchronnych wyzwań dla naukowców. Nie tylko ze względu na złożoność samej choroby, ale również na fakt, że liczba osób dotkniętych tą chorobą stale rośnie, zwłaszcza wśród starzejących się populacji.

 

Ale nowa nadzieja zrodziła się na horyzoncie medycyny. Naukowcy z Juntendo University Graduate School of Medicine w Tokio odkryli potencjalną szczepionkę, która może zapobiec rozwojowi choroby Alzheimera. Przełomowe badanie zostało przedstawione podczas American Heart Association Basic Cardiovascular Science Research Sessions 2023 w Bostonie.

 

Dopiero teraz nauka odkrywa nowe metody leczenia choroby Alzheimera, zwracając szczególną uwagę na stan zapalny, który wydaje się grać kluczową rolę w procesie neurodegeneracji. Naukowcy z Juntendo University opracowali szczepionkę ukierunkowaną na komórki mózgu, które wykazują stan zapalny związany z chorobą Alzheimera.

 

Badanie, które skupiło się na myszach, wykorzystało szczepionkę skierowaną na starzejące się komórki wyrażające glikoproteinę związaną ze starzeniem się (SAGP). Wyniki były obiecujące - szczepionka wykazała skuteczność w kontrolowaniu objawów choroby Alzheimera.

 

Przywrócenie lęku u zaszczepionych myszy było jednym z najbardziej zaskakujących wyników. Lęk u pacjentów z zaawansowaną chorobą Alzheimera zwykle maleje, co jest często interpretowane jako utrata świadomości otaczającego świata. W przypadku zaszczepionych myszy obserwowano zwiększoną świadomość, co sugeruje, że szczepionka mogła łagodzić skutki choroby.

 

Innym istotnym odkryciem było znaczne obniżenie poziomu biomarkerów stanu zapalnego i złogów amyloidowych w korze mózgowej zaszczepionych myszy. Ta część mózgu jest kluczowa dla takich funkcji jak przetwarzanie języka, uwaga i rozwiązywanie problemów. Szczepionka wykazała, że może pomóc kontrolować te funkcje mózgowe, co może wskazywać na jej potencjalną skuteczność u ludzi.

 

Dr Chieh-Lun Hsiao, główny autor badania, powiedział: "Nasze badania na myszach sugerują, że nowa szczepionka może być potencjalnym sposobem zapobiegania lub modyfikowania choroby Alzheimera. Naszym przyszłym wyzwaniem jest osiągnięcie podobnych wyników u ludzi".

 

Chociaż są to wstępne wyniki i trzeba przeprowadzić więcej badań, odkrycie to stanowi istotny krok naprzód w poszukiwaniu lepszych metod leczenia i zapobiegania chorobie Alzheimera. Wprowadzenie takiej szczepionki na rynek mogłoby zmienić życie milionów osób na całym świecie, które żyją z chorobą Alzheimera, oraz ich rodzin i opiekunów.

 

Jest to przełomowy moment w historii medycyny, który daje nadzieję na lepsze jutro dla tych, którzy są dotknięci chorobą Alzheimera. Pomimo że jeszcze jest wiele do zrozumienia i odkrycia, jest to znaczący krok naprzód na drodze do zwalczenia tej wyniszczającej choroby.


Tajemnicza detonacja bomby atomowej w 1979 roku

W świecie pełnym hollywoodzkich scenariuszy zagrożeń nuklearnych, kiedy ktoś trzeci dostaje w swoje ręce broń nuklearną, „Incydent Vela” z 1979 roku wyróżnia się jako prawdziwa tajemnica. Spróbujmy rozwikłać zagadkę tego tajemniczego zdarzenia.

 

We wrześniu 1979 roku amerykański system satelitarny Vela zarejestrował nieautoryzowany wybuch jądrowy w pobliżu Wysp Księcia Edwarda na Oceanie Indyjskim. Podwójny błysk światła, charakterystyczny dla atmosferycznych wybuchów jądrowych, natychmiast zwrócił uwagę Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników.

 

Szukając odpowiedzi na pytanie, kto mógł zdetonować bombę, uwaga zwróciła się na regiony z zdolnościami nuklearnymi. Oznaki wybuchu, takie jak podwójny błysk, dziwna fala jonosferyczna i napromieniowane owce, napotkały na sprzeczne dowody i nieścisłości. Amerykanie nie mogli ustalić jednoznacznego wniosku na podstawie dostępnych dowodów.

 

Jednak wyniki badania wiatru i wykrycie niskiego poziomu jodu-131 w owcach w Australii wskazują na istnienie opadu radioaktywnego. To, razem z odosobnionym miejscem zdarzenia, mogło sugerować próbę jądrową.

 

Dwa kraje, które często znajdowały się w centrum uwagi, to Republika Południowej Afryki i Izrael. Obie były znane z posiadania zdolności nuklearnych i podejrzewane o udział w tajnych programach broni jądrowej. To, czy jeden z nich był odpowiedzialny za wykrytą eksplozję, pozostaje niewiadomą.

 

Incydent Vela pozostaje otwarty i pełen pytań. W odpowiedzi na uderzenie, w świecie, w którym państwa oficjalnie posiadające broń nuklearną znajdują się w ciągłej konfrontacji, nie będzie czasu na prowadzenie dochodzeń. Potencjalny atak odwetowy mógłby zostać natychmiast zainicjowany.

 

W dzisiejszym niepewnym świecie, obecność trzeciej strony posiadającej broń nuklearną jest niezwykle niebezpiecznym czynnikiem. Niezależnie od tego, czy incydent Vela był faktycznym wybuchem jądrowym, czy zbiegiem niezwykłych zjawisk naturalnych, jego tajemnica jest przestrogą dla wszystkich narodów świata. Niewiadoma broń nuklearna jest realnym zagrożeniem, które nie może zostać zignorowane.


Rekordowo niski poziom lodu morskiego na Antarktydzie

Podczas gdy zdaniem mediów świat boryka się z falami upałów, Antarktyda przekroczyła własny niepokojący próg klimatyczny. Zdaniem naukowców, lód morski na tym odległym kontynencie osiągnął najniższy poziom w historii w ciągu ostatnich 45 lat. Niepokój naukowców narasta, ponieważ próbują zrozumieć, co stoi za tym zaskakującym zjawiskiem.

 

W typowym roku lód morski Antarktydy osiąga swój najniższy poziom pod koniec lutego, podczas letniego sezonu, a potem gromadzi się znowu w okresie zimowym. Jednak w tym roku sytuacja jest inna. Powierzchnia lodu morskiego wyniosła 2,6 miliona kilometrów kwadratowych poniżej średniej z lat 1981-2010, co odpowiada prawie powierzchni takich stanów jak Teksas, Kalifornia, Nowy Meksyk, Arizona, Nevada, Utah i Kolorado razem wzięte.

 

Tak drastyczny spadek jest na tyle niezwykły, że niektórzy naukowcy określają to jako zdarzenie, które zdarza się raz na miliony lat. Jednak Ted Scambos z University of Colorado w Boulder uważa, że taka perspektywa nie ma już sensu. System się zmienił i dawne parametry nie są już odpowiednie.

 

Antarktyda jest skomplikowanym regionem, a jej lód morski był zmienny przez ostatnie dziesięciolecia, osiągając zarówno rekordowo wysokie, jak i niskie poziomy. Ta zmienność sprawia, że trudniej jest naukowcom zrozumieć, jak kontynent ten reaguje na globalne zmiany klimatu. Jednak od 2016 roku obserwuje się wyraźny trend spadkowy.

 

Przyczyn takiego spadku może być kilka. Związane są one między innymi ze wzrostem siły zachodnich wiatrów wokół Antarktydy, które są powiązane ze zwiększonym zanieczyszczeniem planety, oraz cieplejszymi temperaturami oceanów na północ od Oceanu Antarktycznego.

 

Zjawisko to może mieć dalekosiężne konsekwencje. Lód morski na Antarktydzie pełni kluczową rolę w regulacji temperatury Ziemi, a jego ubytek może wpłynąć na wzrost poziomu mórz i innych złożonych zmian klimatycznych. Scambos wyraził swoje obawy, że obecne zjawiska mogą wskazywać na długoterminowe zmiany na Antarktydzie. Przyszłość tego lodowatego kontynentu jest niepewna, a system antarktyczny, jaki znamy z przeszłości, być może już nigdy nie wróci.

 

Zdaniem uczonych to zaskakujące odkrycie podkreśla pilną potrzebę dalszych badań i globalnego działania na rzecz zrozumienia i zwalczania zmian klimatu. Odpowiedź na pytanie, dlaczego lód morski na Antarktydzie osiągnął tak niski poziom, może okazać się kluczem do zrozumienia, jak nasza planeta będzie reagować na dalsze zmiany w najbliższych dekadach.


Gigantyczna erupcja wulkanu jako klucz do tajemnicy Ziemskiej kuli śnieżnej

Ogromna erupcja wulkanu, która miała miejsce około 717 milionów lat temu, mogła być przyczyną jednego z najbardziej zagadkowych wydarzeń w historii naszej planety, znanego jako "Ziemskiej kuli śnieżnej". Odkrycie to rzuca nowe światło na procesy, które mogły doprowadzić do ekstremalnego ochłodzenia klimatu i pokrycia Ziemi lodowcami przez okres 57 milionów lat.

 

Naukowcy od dawna zastanawiają się, co mogło spowodować tak drastyczną zmianę w klimacie. Jednak najnowsze badania wskazują na gigantyczną erupcję wulkanu Franklin Large Igneous Province (LIP) w północnej Kanadzie.

 

Te erupcje były na tak dużą skalę, że obejmowały obszar przekraczający rozmiar Chin. Wyjątkowość Franklin LIP polega na tym, że lawa mogła przebić się przez skały bogate w minerały zawierające siarkę, a także na procesie wietrzenia, który usuwał dwutlenek węgla z atmosfery. W efekcie mogło to spowodować znaczne obniżenie temperatury na Ziemi.

 

Różnica w czasie działania aerozoli i wietrzenia jest kluczowa dla zrozumienia tego, co mogło doprowadzić do zdarzenia Snowball Earth. Aerozole działają szybko, tworząc efekt chłodzenia w ciągu miesięcy lub lat, podczas gdy wietrzenie jest wolniejszym procesem, który może trwać nawet miliony lat.

 

Dzięki analizie minerałów cyrkonu, zawierających śladowe ilości uranu i ołowiu, naukowcy ustalili, że erupcja Franklin LIP trwała ponad 2 miliony lat. Ta data jest zgodna z czasem, kiedy miało miejsce wydarzenie Ziemskiej kuli śnieżnej, co wskazuje na rolę wietrzenia w procesie ochłodzenia.

 

Wyniki badania stanowią znaczący krok naprzód w zrozumieniu, jak aktywność wulkaniczna wpływa na klimat naszej planety. Wyjaśnienie tej tajemnicy może również dostarczyć cennych informacji o dynamice Ziemi i jej zdolności do adaptacji do ekstremalnych zmian klimatycznych.

 

Badanie to nie tylko rzuca nowe światło na przeszłość naszej planety, ale również może pomóc w lepszym zrozumieniu, jak różne procesy geologiczne i atmosferyczne wpływają na klimat. W obliczu obecnych wyzwań związanych z globalnym ociepleniem, odkrycia te mogą mieć kluczowe znaczenie dla przyszłego zarządzania i ochrony naszego globalnego środowiska.


UE ma objąć wszystkie autostrady szybkimi ładowarkami dla pojazdów elektrycznych do 2025 roku

Rada UE przyjęła nowe przepisy, które mają ułatwić właścicielom samochodów elektrycznych podróżowanie po Europie. Do 2025 roku na europejskich autostradach co 60 km powstaną wydajne stacje ładowania, z możliwością płacenia kartą lub zbliżeniowo bez abonamentu. Moc każdej takiej stacji musi wynosić co najmniej 400 kW, przy czym będzie co najmniej jeden punkt o mocy 150 kW do szybkiego ładowania. Do 2027 roku moc stacji ładowania na autostradach ma wzrosnąć do co najmniej 600 kW.

 

 

Nowe zasady powinny przynieść korzyści właścicielom pojazdów elektrycznych i dostawczych z trzech powodów, tj. zmniejszają obawy związane z zasięgiem poprzez rozbudowę infrastruktury ładowania pojazdów elektrycznych wzdłuż głównych autostrad w Europie, ułatwiają płacenie na stacjach bez aplikacji lub abonamentu oraz zapewniają jasne informacje o cenach i dostępności.

 

Zgodnie z nowym rozporządzeniem unijna Transeuropejska Sieć Transportowa (TEN-T) co 60 km będzie instalować stacje szybkiego ładowania o mocy co najmniej 150 kW. Do 31 grudnia 2025 r. stacje ładowania na kluczowych trasach łączących główne miasta i huby otrzymają łączną moc co najmniej 400 kW oraz co najmniej jeden punkt ładowania o indywidualnej mocy co najmniej 150 kW. Do 31 grudnia 2027 r. łączna moc każdej stacji zostanie zwiększona do 600 kW.

 

Niektóre stacje ładowania są sprzedawane jako 150 kW, ale podczas ładowania ograniczają moc, a właściciele pojazdów elektrycznych nie osiągają prędkości ładowania, na którą liczyli. Po wejściu w życie nowych przepisów stacje te będą miały co najmniej jeden punkt ładowania, który będzie w stanie dostarczyć szybką moc 150 kW. Niektóre pojazdy elektryczne obsługują już 350 kW, a przyszłe modele z pewnością przekroczą tę liczbę.

 

W przypadku drugorzędnych dróg TEN-T, które łączą regiony UE, obecne wymagania dotyczące przepustowości i wprowadzenia stacji ładowania są nieco niższe. Do 31 grudnia 2027 r. dla 50% dróg maksymalna odległość między stacjami szybkiego ładowania nie może przekraczać 60 km, a łączna moc musi wynosić co najmniej 300 kW. Podobnie jak w przypadku tras o wyższym priorytecie, każda stacja musi posiadać co najmniej jeden punkt ładowania o mocy co najmniej 150 kW.

 

Rozporządzenie wymaga również, aby płatność za ładowanie odbywała się za pomocą kart bankowych lub urządzeń zbliżeniowych bez wcześniejszego abonamentu. Operatorzy muszą wyraźnie wskazywać ceny, czasy oczekiwania i dostępność punktów ładowania za pomocą „środków elektronicznych”.

 

Oprócz zapewnienia stacji ładowania dla właścicieli samochodów elektrycznych i dostawczych, nowe rozporządzenie wyznacza cele w zakresie wdrażania infrastruktury ładowania ciężkich pojazdów elektrycznych, w tym miejsc ładowania, takich jak porty morskie i lotniska, a także tankowania wodoru dla samochodów osobowych i ciężarowych.

 

Nowe rozporządzenie jest częścią pakietu inicjatyw Fit for 55, które mają pomóc UE osiągnąć 55% redukcję emisji gazów cieplarnianych do 2030 r. w porównaniu z poziomami z 1990 r. i osiągnąć neutralność klimatyczną do 2050 r. Transport odpowiada za 25% emisji gazów cieplarnianych w UE, z czego 71% pochodzi z ruchu drogowego. Teraz, gdy rozporządzenie zostało oficjalnie przyjęte przez Radę, pozostało jeszcze kilka formalności, zanim dokument wejdzie w życie w UE.

 


Miernik promieniowania elektromagnetycznego - do czego służy to urządzenie?

Promieniowanie elektromagnetyczne to forma energii, która rozprzestrzenia w postaci fal. Fale te składają się z oscylujących pól elektrycznych i magnetycznych, wzajemnie ze sobą powiązanych i poruszających się w przestrzeni. Promieniowanie elektromagnetyczne obejmuje wiele różnych typów fal, takich jak fale radiowe, mikrofale, promieniowanie podczerwone, światło widzialne, promieniowanie ultrafioletowe, promieniowanie rentgenowskie i promieniowanie gamma. Każdy z tych typów ma inną długość fali i częstotliwość, co określa ich właściwości i zastosowania. Promieniowanie elektromagnetyczne wykorzystują takie urządzenia jak telewizory, telefony komórkowe, mikrofalówki i wiele innych.

 

Czy promieniowanie elektromagnetyczne jest niebezpieczne?

Niektóre formy promieniowania elektromagnetycznego, takie jak promieniowanie ultrafioletowe, rentgenowskie i gamma, mogą być szkodliwe dla zdrowia, jeśli są one wystawione na zbyt duże dawki. To, czy promieniowanie elektromagnetyczne jest szkodliwe dla zdrowia, zależy od typu promieniowania i czasu ekspozycji na nie. Promieniowanie elektromagnetyczne dzieli się na dwie kategorie: jonizujące i niejonizujące.

Promieniowanie jonizujące

Obejmuje ono promieniowanie rentgenowskie i gamma. Ma ono wystarczającą energię, aby usunąć zewnętrzne elektrony z atomów, tworząc jony, co może prowadzić do uszkodzeń komórek i DNA. Wysokie dawki promieniowania jonizującego są zdecydowanie szkodliwe dla zdrowia i mogą prowadzić do poważnych problemów, takich jak oparzenia promieniotwórcze, choroby promieniotwórcze, a nawet nowotwory.

Promieniowanie niejonizujące

Obejmuje fale radiowe, mikrofale, promieniowanie podczerwone, światło widzialne i promieniowanie ultrafioletowe. Ma ono mniej energii niż promieniowanie jonizujące i nie jest w stanie usunąć elektronów z atomów. Generalnie jest mniej szkodliwe dla zdrowia, chociaż niektóre formy, takie jak promieniowanie ultrafioletowe, mogą prowadzić do poparzeń skóry, starzenia się jej i raka skóry.

Po co stosować mierniki pola elektromagnetycznego?

Kiedy już poznałeś podstawowy podział promieniowania elektromagnetycznego i wiesz, jaki ma ono wpływ na zdrowie, warto dowiedzieć się jak badać natężenia pola elektromagnetycznego i rozpoznawać, czy są one groźne czy nie. Pomaga w tym np. bardzo dokładny, miniaturowy miernik EMF firmy Milerd. Wykorzystując to łatwe w obsłudze urządzenie, można dowiedzieć się jakie promieniowanie występuje w naszym otoczeniu, jakie są wartości natężenia pola elektromagnetycznego oraz czy jest ono niebezpieczne. Miernik promieniowania elektromagnetycznego Milerd HiRange może służyć np. do badania promieniowania nadajników telefonii komórkowej, także pracujących w technologii 5G.

Jak działa miernik pola elektromagnetycznego?

Miernik EMF (Electromagnetic Field Meter) to urządzenie używane do pomiaru natężenia pola elektromagnetycznego. Pole elektromagnetyczne generowane jest przez prąd elektryczny i może być wykrywane i mierzone przez takie urządzenia. Są one używane w wielu dziedzinach, m.in. przez specjalistów od bezpieczeństwa radiacyjnego badających poziom promieniowania w miejscach pracy. Także osoby prywatne mogą używać mierników EMF do sprawdzenia poziomów promieniowania w swoich domach, szkołach i firmach, jeżeli mają obawy dotyczące potencjalnego wpływu pola elektromagnetycznego na ich zdrowie.

Miernik promieniowania Milerd HiRange w tym samym czasie może zmierzyć kilka różnych rodzajów promieniowania elektromagnetycznego, pracując w trybie ciągłym. Wyniki pomiarów prezentowane są na czytelnym interfejsie graficznym, ułatwiającym interpretację danych.

Co pozwala zmierzyć miernik promieniowania Milerd HiRange?

  • Fale radiowe,
  • Sygnał komórkowy (5G),
  • Pole elektryczne (wysokie i niskie częstotliwości),
  • Pole magnetyczne (wysokie i niskie częstotliwości).

Więcej szczegółowych informacji o mierniku EMF HiRange znajdziesz na oficjalnej stronie internetowej Milerd.

 

 


Pożary szalejące w Kanadzie uwolniły miliard ton dwutlenku węgla wpływając na ziemski klimat

Kanada przeżywa obecnie okres, który można by śmiało nazwać najbardziej niszczycielskim sezonem pożarów w historii kraju. Od początku roku do 26 lipca 2023 zarejestrowano ponad 4700 pożarów, które zniszczyły obszar przekraczający 121 tysięcy kilometrów kwadratowych, więcej niż powierzchnia całej Korei Południowej. To 7,5 razy więcej niż całkowity obszar dotknięty pożarami lasów w Chinach w ciągu dwóch dekad.

 

Jednym z najbardziej alarmujących aspektów tych pożarów jest ilość dwutlenku węgla, która dostała się do atmosfery. Naukowcy z Instytutu Ekologii Stosowanej (IAE) Chińskiej Akademii Nauk szacują, że kanadyjskie pożary uwolniły aż miliard ton CO2. Korzystając z technologii teledetekcji, można było oszacować te emisje, biorąc pod uwagę również inne gazy cieplarniane, takie jak metan i podtlenek azotu.

 

Łączna emisja gazów cieplarnianych z kanadyjskich pożarów wynosi około 1,11 miliarda ton CO2. Poza bezpośrednim wpływem na klimat, te niewiarygodnie rozległe pożary spowodowały również poważne konsekwencje dla środowiska i zdrowia ludzi. Uwalniają one różne zanieczyszczenia, takie jak pył zawieszony (PM2,5, PM10), aerozole organiczne i sadzę, które mogą przekroczyć granice i oddziaływać na jakość powietrza na całym świecie.

 

W wyniku tych pożarów doszło nawet do największego zanieczyszczenia powietrza w Nowym Jorku od lat 60. XX wieku, a wskaźnik jakości powietrza w Chicago był 5,6 razy wyższy niż wytyczne. Nie ma wątpliwości, że pożary lasów w Kanadzie stały się globalnym wydarzeniem środowiskowym, wpływając na regiony w Europie, Afryce Północnej i Azji. W zachodnich Chinach zanotowano wzrost poziomów PM2,5 o 1-2 µg/m3, a w Europie nawet o ponad 5 µg/m3.


Chiny wystrzelą w grudniu „konstelację” satelitów szpiegowskich na bardzo niską orbitę

W ciągu najbliższych trzech lat Chiny wystrzelą 300 mikrosatelitów na ultraniską orbitę okołoziemską. Będą one wyposażone w kamery o wysokiej rozdzielczości i sprzęt do wstępnego przetwarzania informacji. Pierwszy aparat testowy nowej grupy jest już gotowy, jego uruchomienie zaplanowano na grudzień 2023 roku.

 

 

Jak informuje portal SpaceNews, takie plany ogłosili przedstawiciele China Aerospace Scientific and Industrial Corporation (CASIC) na niedawnym forum komercyjnych organizacji lotniczych w Wuhan. Plan działania projektu przewiduje 192 satelity w konstelacji do 2027 roku i 300 do 2030 roku.

 

W nadchodzącym grudniu zostanie wystrzelony pojazd testowy, który przetestuje podstawowe koncepcje i rozwiązania techniczne, od których zależeć będzie sukces całej „konstelacji”. Jako ładunek użyteczny satelita jest wyposażony w kamerę o wysokiej rozdzielczości, komputer pokładowy do wstępnej analizy otrzymanych danych oraz detektor tlenu atomowego. Orbita robocza jest zbliżona do kołowej, wysokość nie jest określona, ale jest wskazana „w przedziale 150-300 kilometrów”.

 

Zadania nowego ugrupowania sprowadzają się do operacyjnej obserwacji powierzchni ziemi w celach handlowych i humanitarnych. Klient będzie mógł otrzymać aktualne zdjęcia interesującego go obszaru w ciągu pół godziny od złożenia zamówienia. Powinno to być szczególnie przydatne w sytuacjach awaryjnych.

 

Bardzo niska orbita okołoziemska (VLEO) to prawie kołowa stabilna trajektoria satelitów o maksymalnej wysokości do 400 kilometrów w apogeum. Chiny nie są pionierem w rozwoju VLEO, ale stoją na czele nowej fali zainteresowania tym obszarem bliskiego kosmosu. Kilka krajów jednocześnie, w tym Stany Zjednoczone i kraje UE, ogłosiło swoje projekty stworzenia urządzeń dla VLEO. Jednak poza Imperium Niebieskim nikt jak dotąd nawet nie wskazał terminu rozmieszczenia grup, nie mówiąc już o konkretnych datach startów.

 

Atrakcyjność VLEO dla satelitów teledetekcji Ziemi (ERS) wynika z krótszej odległości od powierzchni. Okazuje się, że wystarczą aparaty i optyka ważąca o połowę mniej niż w przypadku urządzeń pracujących na wysokości 500 kilometrów, aby uzyskać obraz w zakresie widzialnym z rozdzielczością około 50 centymetrów na piksel. W przypadku radarów z syntetyczną aperturą zmniejszenie rozmiaru i kosztu wyposażenia jest mniejsze, tj. oszczędność nawet ok. 40 procent.

 

Oczywiście nie ma nic za darmo. Na wysokościach do 400 kilometrów wpływ atmosfery jest nadal silny i słabo przewidywalny. Oznacza to, że urządzenia pracujące na VLEO muszą mieć wystarczającą energię i rezerwy płynu roboczego, aby utrzymać orbitę. I nawet w tym przypadku ich żywotność będzie krótka. Twórcy nowej „konstelacji” w CASIC obiecali, że to niedociągnięcie zostanie zrekompensowane masową produkcją satelitów. Dzięki temu okażą się tanie, a będziesz mógł je często uruchamiać. Najwyraźniej na komercyjnych i niedrogich rakietach.

 

Pomimo niedawnego ożywienia zainteresowania ultraniską orbitą okołoziemską i swoistej mody na określenie VLEO w astronautyce, nie ma w tej koncepcji nic radykalnie nowego. Satelity rozpoznawcze pracują tam od początku lat sześćdziesiątych. Amerykański program CORONA trwał do 1972 roku, urządzenia ośmiu serii funkcjonowały przez cały okres użytkowania lub jego część na orbitach o wysokości od 180 do 380 kilometrów. Później pałeczkę przejął ZSRR, który od 1971 roku wypuszcza na orbitę satelity serii US-A (te z reaktorami jądrowymi na pokładzie).

 

Tym, co wyróżnia obecny trend w rozwoju VLEO, jest komercjalizacja i masowość wykorzystywanych urządzeń. Jeśli każdy satelita kosztuje pięć razy mniej niż ten przeznaczony dla „przeciętnego” LEO (400-900 kilometrów), to niech działa przez rok zamiast trzech do pięciu lat. Im niższa orbita docelowa, tym więcej masy można na nią dostarczyć. To też przekłada się na oszczędności na usługach startowych. W rezultacie jedna rakieta wystrzeliwuje znacznie więcej i tak lżejszych satelitów VLEO.

 


Duże badanie pokazuje związek między witaminą D a ciężką postacią łuszczycy

Niedobór witaminy D lub niższy poziom witaminy D są związane ze znacznym wzrostem ciężkości łuszczycy, zgodnie z amerykańskimi badaniami obejmującymi prawie ięćset przypadków - jednymi z największych dotychczas badań.

 

Dermatolog z Brown University, Eunyoung Cho i współpracownicy, twierdzą, że ich odkrycia sugerują, że osoby z drażniącą chorobą skóry, która dotyka ponad 8 milionów ludzi w USA, mogą odnieść korzyści z pokarmów lub suplementów bogatych w witaminę D.

 

Łuszczyca jest chorobą o podłożu immunologicznym, charakteryzującą się nieprawidłowo szybkim obrotem komórek skóry, a jej dokładna przyczyna jest niejasna. Uważa się, że wynika to z predyspozycji genetycznych wywołanych czynnikami środowiskowymi.

 

Każdy, kto doświadcza chronicznego gromadzenia się martwych komórek, co powoduje swędzące, łuszczące się plamy, wie, że łuszczyca może być bolesna i dotyczyć czegoś więcej niż tylko zdrowia fizycznego. Niektórzy nawet błędnie zakładają, że jest to zaraźliwe.

 

„Miejscowe syntetyczne kremy z witaminą D pojawiają się jako nowe terapie łuszczycy, ale zwykle wymagają recepty lekarza” – mówi studentka medycyny Rachel Lim z Brown University, która przedstawiła wyniki badań na NUTRITION 2023 w Bostonie 25 lipca.

 

Naukowcy uważają, że witamina D odgrywa rolę w zapobieganiu postępowi chorób skóry poprzez modulowanie odpowiedzi immunologicznej i bezpośrednie działanie na komórki naprawcze skóry.

 

„Wraz z rosnącym zainteresowaniem opinii publicznej suplementacją witamin, chcieliśmy dokładniej zbadać związek między poziomem witaminy D a ciężkością łuszczycy” – mówi Cho.

 

Cho, Lim i inni badacze z Brown University i Massachusetts College przeanalizowali dane ponad 40 tys. osób zebrane przez National Health and Nutrition Examination Survey (NHANES) w latach 2003-2014. W grupie reprezentującej populację USA oceniano poziom witaminy D u poszczególnych osób i ciężkość ich łuszczycy.

 

„Niewiele badań szukało tego związku w grupach ludzi, zwłaszcza w dużych populacjach w USA, lub badało ten związek przez pryzmat żywienia klinicznego” – wyjaśnia Cho.

 

Dane z NHANES ujawniły 491 przypadków łuszczycy, z czego 162 zgłoszono w latach 2003-2006, a 329 w latach 2011-2014.

 

Naukowcy wykorzystali zgłaszaną przez samych siebie powierzchnię ciała dotkniętą łuszczycą, aby zmierzyć ciężkość choroby u każdej osoby. Zebrali również dane na temat poziomu witaminy D z próbek krwi.

 

„Tylko jedno wcześniejsze badanie, opublikowane w 2013 r., wykorzystało dane NHANES do analizy związku między witaminą D a łuszczycą” – mówi Lim.

 

„Byliśmy w stanie dodać nowsze dane, które ponad trzykrotnie zwiększyły liczbę analizowanych przypadków łuszczycy, dzięki czemu nasze wyniki są bardziej aktualne i statystycznie silniejsze niż wcześniej dostępne dane”.

 

Po dostosowaniu danych w celu uwzględnienia czynników stylu życia, takich jak wiek, płeć, rasa, BMI i nawyki związane z paleniem, analiza wykazała, że osoby z niższym poziomem witaminy D miały znacznie cięższą łuszczycę.

 

Osoby z większą powierzchnią ciała dotkniętą łuszczycą miały niższy średni poziom witaminy D. Z drugiej strony, im mniej skóra była dotknięta łuszczycą, tym wyższy był średni poziom witaminy D.

 

Cho i współpracownicy osobno przeanalizowali odsetek osób z niedoborem witaminy D, zdefiniowanym jako mniej niż 50 nanomoli na litr krwi. Porównali to z czterema poziomami powierzchni ciała dotkniętej łuszczycą.

 

W grupie z największą powierzchnią ciała dotkniętą łuszczycą 39 procent osób miało niedobór witaminy D, w porównaniu do 25 procent w grupie z najniższym poziomem powierzchni ciała dotkniętej łuszczycą.

 

Ta zależność sugeruje, że witamina D może wpływać na rozwój i postęp łuszczycy.

 

Niedobór witaminy D był wcześniej łączony ze zwiększonym ryzykiem depresji i śmiertelności z powodu COVID-19, podczas gdy suplementacja, gdy poziom jest niewystarczający, może zmniejszyć ryzyko zawału serca i złagodzić objawy depresji.

 

„Nasze wyniki sugerują, że dieta bogata w witaminę D lub doustna suplementacja witaminy D mogą również przynieść pewne korzyści pacjentom z łuszczycą” – mówi Lim.

 

Naukowcy zauważają, że osoby z łuszczycą powinny porozmawiać ze swoimi lekarzami i dermatologami przed przyjęciem suplementów witaminy D. Toksyczność witaminy D jest rzadka, ale suplementacja bez porady lekarza może być niebezpieczna i kolidować z innymi lekami.

 

Wstępne ustalenia nie są jeszcze recenzowane, chociaż badania są wybierane do prezentacji przez komitet ekspertów.

 

Badanie zostało zaprezentowane na dorocznym spotkaniu American Society for Nutrition, NUTRITION 2023.

 


Gigantyczne pęknięcie zmieni wizerunek Afryki i stworzy nowy ocean

Przyjrzyjmy się dokładniej jednemu z najbardziej fascynujących fenomenów geologicznych naszej epoki: Wschodnioafrykańskiemu Ryftowi, olbrzymiemu uskokowi, który może podzielić kontynent afrykański na pół.

 

Szczelina Wschodnioafrykańska to olbrzymi uskok, który ciągnie się przez tysiące kilometrów od Zatoki Adeńskiej na północy do Malawi na południu. Zaczęła się formować już około 22 milionów lat temu, ale dopiero w ostatnich latach zwróciła na siebie uwagę naukowców, kiedy w 2005 roku w pustynnej części Etiopii powstało widoczne dla oka pęknięcie. Od tego czasu pęknięcie to poszerza się o około 2 cm rocznie.

 

Ale co jest przyczyną tego zjawiska? Otóż Szczelina Wschodnioafrykańska jest wynikiem oddzielania się od siebie dwóch płyt tektonicznych - somalijskiej i nubijskiej. Co ciekawe, nie do końca wiadomo, jak dokładnie ten proces się odbywa. Wierzy się jednak, że ma to związek z ruchem gorącej skały z wnętrza Ziemi.

 

Choć na pierwszy rzut oka może się wydawać, że Szczelina Wschodnioafrykańska jest tylko ciekawostką geologiczną, jej długofalowe konsekwencje mogą być znacznie większe. Geolodzy twierdzą, że jeśli proces ten będzie postępował, mogą powstać nowy ocean i nowy kontynent. W przyszłości kraje leżące wzdłuż południowo-wschodniego wybrzeża Afryki mogą znaleźć się na ogromnej wyspie, a potem w nowym oceanie.

 

Przyszłość Szczeliny Wschodnioafrykańskiej nie jest jednak pewna. "Albo uskok będzie się dalej poszerzał, aż do powstania basenu oceanicznego, albo może się zatrzymać", mówi prof. Ken McDonald z University of California w Santa Barbara. Przykładem takiego zjawiska może być Atlantyk, który również kiedyś powstał z uskoku, a następnie rozprzestrzenił się na dno oceanu.

 

W ciągu ostatnich kilkunastu lat naukowcy obserwowali nowe pęknięcia, które wskazują na kontynuację procesu. W 2005 roku pojawiło się 35-kilometrowe pęknięcie w pobliżu Etiopii, a w 2018 roku, po intensywnych opadach, w Kenii powstało kolejne.

 

Nie jest pewne, kiedy i jak skończy się proces rozszerzania Szczeliny Wschodnioafrykańskiej, ale jest pewne, że jego skutki będą długotrwałe i spektakularne. Biorąc pod uwagę, jak dramatyczne mogą być konsekwencje tych zmian, naukowcy na całym świecie nadal intensywnie badają ten fenomen, by lepiej zrozumieć, jak Ziemia się zmienia - i jak te zmiany mogą wpływać na nas wszystkich.


ASKA A5 - latający samochód przyszłości

Na granicy lądowego i powietrznego transportu, latający samochód ASKA A5 zaciera linie, przynosząc nową erę mobilności. To innowacyjne arcydzieło techniki nie tylko wizualnie zaskakuje, ale również obiecuje rewolucyjne zmiany w naszym codziennym doświadczeniu podróżowania.

 

Konstrukcja ASKA A5 jest harmonijnym połączeniem funkcjonalności i estetyki. Jej futurystyczny wygląd definiują błotniki, które składają się i rozkładają podczas jazdy, co czyni go nie tylko praktycznym, ale i wizualnie atrakcyjnym. Aerodynamiczny kształt ASKA A5 to doskonałe uosobienie ducha innowacji.

 

Pod maską ASKA A5 znajduje się silnik elektryczny, który obiecuje cichy i płynny lot, jednocześnie minimalizując negatywny wpływ na środowisko. Zasilany baterią, ASKA A5 jest znakomitym przykładem zrównoważonej technologii transportowej.

 

Funkcja startu i lądowania pionowego (VTOL) otwiera nowe możliwości podróży, eliminując potrzebę korzystania z tradycyjnych pasów startowych. Ta funkcja umożliwia użytkownikom płynne przejście z jazdy drogowej do lotu. ASKA A5 oferuje możliwość wznoszenia się na wysokość do 9000 stóp (ok. 2743 m), zapewniając zapierające dech w piersiach widoki.

 

Bezpieczeństwo jest priorytetem dla ASKA A5. Wyposażony w liczne systemy redundancji, w tym dwusilnikowe i komputery pokładowe, samochód zapewnia bezpieczeństwo i niezawodność lotu. W przypadku awarii, wbudowany system spadochronowy dostarcza dodatkowy poziom bezpieczeństwa.

 

ASKA A5 wykorzystuje najnowocześniejszą technologię lotu autonomicznego, co sprawia, że jest dostępna dla szerokiej publiczności. Dzięki zdolności do samodzielnej nawigacji i podejmowania inteligentnych decyzji, ASKA A5 zredukowała potrzebę długotrwałego szkolenia pilotów. Ta innowacja otwiera drogę do przyszłości, w której latające samochody staną się powszechne.

Firma tworząca ASKA A5 przewiduje cały ekosystem związany z tym modelem, integrujący latające samochody z naszym codziennym życiem. Zawiera to rozwój infrastruktury, systemów kontroli ruchu lotniczego i przepisów mających na celu zapewnienie bezpieczeństwa i efektywności operacji.

 

Eksperci transportowi są entuzjastycznie nastawieni do potencjalnego wpływu latających samochodów. ASKA A5 jest znaczącym krokiem ku bardziej zrównoważonemu i wydajnemu systemowi transportowemu.

 

ASKA A5 nie jest tylko latającym samochodem. To symbol ludzkiej inwencji i nieustającej ambicji do innowacji. Dzięki unikalnej konstrukcji, napędowi elektrycznemu i zaawansowanym funkcjom bezpieczeństwa, ASKA A5 ma potencjał zrewolucjonizować transport osobisty. To śmiały krok ku przyszłości, w której niebo nie jest już granicą.


Baterie protonowe czyli tanie energetyczne źródła prądu przyjazne dla środowiska

Niezaprzeczalne korzyści płynące z użycia energii odnawialnej nie są już tematem debaty. Naukowcy na całym świecie próbują znaleźć najbardziej efektywne i ekologiczne metody magazynowania tej energii. Grupa badawcza z Royal Melbourne Institute of Technology (RMIT) zaprezentowała niedawno swoje najnowsze odkrycie w tej dziedzinie - baterie protonowe, które mogą konkurować z popularnymi obecnie bateriami litowymi.

Baterie protonowe różnią się od tradycyjnych akumulatorów litowo-jonowych. Zamiast jonów litu, wykorzystują protony. To podejście przekłada się na wyższą gęstość energii, a także znacznie zmniejsza ryzyko pożaru, które istnieje przy użyciu akumulatorów litowo-jonowych. Bateria opracowana przez zespół z RMIT, dzięki zastosowaniu elektrody węglowej, przewyższa standardowe baterie litowo-jonowe pod względem pojemności magazynowania energii.

 

Głównym wyróżnikiem tej nowej technologii jest gęstość energii, dziesięciokrotnie większa niż w przypadku standardowych baterii litowo-jonowych. To oznacza mniejsze, lżejsze i wytrzymalsze baterie, które mogą znaleźć zastosowanie w wielu dziedzinach, od urządzeń mobilnych, przez pojazdy elektryczne, aż po sieci energetyczne oparte na odnawialnych źródłach energii.

 

Baterie protonowe opracowane przez RMIT są nie tylko wydajne, ale także bardziej przyjazne dla środowiska niż tradycyjne metody magazynowania energii. Zamiast kobaltu i litu, które są ograniczone i mają wpływ na środowisko, wykorzystują obfite i ekologiczne materiały. Dzięki temu są nie tylko bardziej stabilne, ale także bardziej opłacalne.

 

Dr Maria Forsythe, ekspertka w dziedzinie elektrochemii, wskazuje na zalety ekologiczne baterii protonowych: "Zastosowanie elektrod węglowych i elektrolitów na bazie wody sprawia, że baterie protonowe są stabilne i bezpieczne dla środowiska".

 

Baterie protonowe wydają się być jednym z najbardziej obiecujących kierunków w poszukiwaniu zrównoważonych rozwiązań energetycznych. Ich wyjątkowa gęstość energii, skalowalność i korzyści dla środowiska stawiają je na czele technologii przyszłości.

Badania i rozwój nadal trwają, a naukowcy są optymistyczni co do dalszej optymalizacji i komercjalizacji baterii protonowej opracowanej przez RMIT. Ta przełomowa technologia ma potencjał do stworzenia przyszłości, w której energia jest czysta, wydajna i w pełni zrównoważona.


Według ONZ globalne ocieplenie się zakończyło i nadeszła "era globalnego wrzenia"

Era globalnego ocieplenia dobiegła końca - to niepokojąca konstatacja Sekretarza Generalnego ONZ, António Guterresa, który twierdzi, że nadeszła era globalnego wrzenia. Ta wypowiedź nawiązuje do najnowszych danych opublikowanych przez Unię Europejską i Światową Organizację Meteorologiczną, które sugerują, że lipiec może stać się najgorętszym miesiącem w zapisanej historii klimatu.

 

Choć wyzwanie jest ogromne, Guterres podkreśla, że nadal mamy możliwość ograniczenia globalnego ocieplenia do 1,5 stopnia Celsjusza powyżej poziomów sprzed rewolucji przemysłowej. Jest to cel, który postawiono w Porozumieniu Paryskim z 2015 roku. Ale osiągnięcie go wymaga, jak to ujął, "dramatycznych i natychmiastowych działań na rzecz klimatu".

 

Podkreślając wagę sytuacji, Sekretarz Generalny ONZ ostrzegł, że cel ograniczenia globalnego ocieplenia do 1,5 stopnia Celsjusza jest "na granicy życia i śmierci". Oznacza to, że niepowodzenie w jego osiągnięciu może mieć katastrofalne konsekwencje dla ludzkości.

 

Raport ONZ na temat zmian klimatycznych podaje niepokojące dane. Szkodliwe emisje dwutlenku węgla z lat 2010-2019 były najwyższe w historii ludzkości. To dowód na to, że świat zmierza w kierunku katastrofy.

 

Guterres zdecydowanie zareagował na wyniki ostatniego raportu Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatu (IPCC). Apelował do rządów na całym świecie o zmianę polityki energetycznej. Jeśli tego nie zrobią, ostrzegł, że świat może stać się niezamieszkany.

 

W jednym z artykułów opublikowanych w Washington Post, Guterres opisał najnowszy raport IPCC jako "litanię złamanych obietnic klimatycznych". Podkreśla, że istnieje ogromna przepaść między zobowiązaniami klimatycznymi a rzeczywistością.

 

Zmiana klimatu to jeden z najpoważniejszych problemów, z którymi mamy do czynienia jako gatunek. Jak podkreślił António Guterres, nie możemy pozwolić sobie na dalsze ignorowanie tej kwestii. Jego zdaniem musimy podjąć natychmiastowe i zdecydowane działania na rzecz klimatu, jeśli chcemy uniknąć katastrofalnych skutków globalnego ocieplenia.

 

Przejęty tymi informacjami prezydent USA Joe Biden wezwał do malowania dachó domó na biało aby ratować klimat! Wygląda na to, że klimatyzm rozwija się i możemy się wkróce spodziewać kolejnych dziwacznych wypowiedzi polityków, którym spodobała się tresura ludzkości. Walkę z wirusem zamieniliśmy na walkę z klimatem ...

 


Rekordowy brak aktywności seksualnej wśród Amerykanów

W ostatnich latach Ameryka doświadcza niezwykłego trendu. Wzrasta liczba osób, które deklarują brak aktywności seksualnej. Według badań z 2018 roku, prawie jeden na czterech dorosłych Amerykanów nie uprawiał seksu w ciągu ostatniego roku. To jest najwyższy odsetek od momentu rozpoczęcia badań. Tendencja ta wydaje się być spowodowana wieloma czynnikami, w tym starzeniem się społeczeństwa i zwiększoną liczbą osób żyjących w celibacie. Szczególnie interesujący jest wzrost liczby młodych mężczyzn, którzy decydują się na ten styl życia.

 

Badania przeprowadzone przez General Social Survey pokazały, że odsetek Amerykanów w wieku od 18 do 29 lat, którzy nie uprawiali seksu w ciągu ostatniego roku, wzrósł ponad dwukrotnie w latach 2008-2018 do 23%. Wydaje się, że głównym powodem tego trendu jest to, że młodzi ludzie później zaczynają mieć stałe związki. Jak mówi profesor Jean Twenge, psycholog z Uniwersytetu Stanowego w San Diego, brak stałych partnerów u osób powyżej 20 roku życia ogranicza ich aktywność seksualną.

 

Z drugiej strony, Amerykanie w wieku 30, 40 lat i starsi częściej zawierają związki małżeńskie, co prowadzi do większego prawdopodobieństwa uprawiania seksu. Ciekawym jest jednak, że mężczyźni w wieku poniżej 30 lat są prawie trzy razy częściej celibatarzami niż ich rówieśniczki, z 28% mężczyzn i 8% kobiet deklarujących brak aktywności seksualnej.

 

Istnieje kilka teorii tłumaczących tę dysproporcję płci. Jednym z czynników może być spadek aktywności zawodowej młodych mężczyzn, zwłaszcza od czasu ostatniego spowolnienia gospodarczego. Istnieje związek między stabilnym zatrudnieniem a zdolnością do nawiązywania trwałych związków. Bezrobotni mężczyźni rzadziej mają stałego partnera romantycznego.

 

Do tego dochodzi sytuacja życiowa młodych ludzi. Więcej młodych mężczyzn niż kobiet mieszka z rodzicami, co utrudnia nawiązywanie intymnych relacji. W 2014 roku 35% mężczyzn w wieku od 18 do 34 lat mieszkało z rodzicami, podczas gdy tylko 29% kobiet w tej samej grupie wiekowej mieszkało z rodzicami.

 

Ta "amerykańska susza seksualna" to skomplikowany problem, na który wpływa wiele czynników. Zmieniająca się dynamika związków, czynniki ekonomiczne i warunki życiowe - wszystko to przyczynia się do spadku aktywności seksualnej. Jeśli trend ten się utrzyma, może pojawić się pytanie o przyszłość społeczności i zdrowia seksualnego Amerykanów.


Mutująca dżuma może stać się nową plagą

Zespół naukowców z Uniwersytetu w Kilonii oraz Instytutu Biologii Ewolucyjnej im. Maxa Plancka w Plön przeprowadził obszerne badania genomów bakterii dżumy Y. pestis, od czasów starożytnych do dnia dzisiejszego. Badanie, które zostało opublikowane w czasopiśmie Proceedings of the Royal Society B: Biological Sciences, wywołuje niepokój w świecie nauki.

 

Podczas badań, naukowcy odkryli, że po epoce średniowiecza patogen dżumy przeszedł mutację i wytworzył nowe białko, zwane profagiem YpfΦ. Białko to tworzy toksyny, które są podobne do toksyn produkowanych przez inne patogeny. To odkrycie pokazuje, że Y. pestis nadal ewoluuje, co zwiększa potencjalne zagrożenie dla ludzkości.

 

Badacze postanowili potwierdzić swoje odkrycia, analizując szczątki 42 osób pochowanych między XI a XVI wiekiem. Po ekstrakcji i analizie genomu bakterii, naukowcy doszli do wniosku, że Y. pestis ma znaczny poziom zjadliwości, który prawdopodobnie przyczynił się do późniejszych epidemii dżumy.

 

Ten nowy wniosek budzi obawy naukowców. Szybka ewolucja Y. pestis może prowadzić do nowych objawów choroby, które utrudniają jej diagnozowanie. Co gorsza, niektóre szczepy tej bakterii są już odporne na różne antybiotyki, co zwiększa potencjalne zagrożenie.

 

Profesor John Smith, ekspert w dziedzinie chorób zakaźnych, podkreśla, że te nowe odkrycia pokazują jak ważne jest ciągłe monitorowanie i ostrożność wobec dżumy. „Dżuma to jedna z najbardziej śmiercionośnych chorób zakaźnych w historii ludzkości. Jej pojawienie się i rozprzestrzenianie zawsze stanowiło poważne zagrożenie dla społeczeństwa. Te nowe dane pokazują, że musimy być przygotowani na możliwość nowej epidemii dżumy i podjąć wszelkie możliwe działania, aby jej zapobiec" - mówi Smith.

 

Odkrycie to jest przypomnieniem, że choć dżuma może wydawać się chorobą z przeszłości, jej potencjał do powodowania poważnych epidemii pozostaje. Czujność, badania i zapobieganie są kluczowe dla zapewnienia bezpieczeństwa społeczeństwa w obliczu tak poważnego zagrożenia jak dżuma.