Październik 2023

Planowany na 2024 rok podatek od starych samochodów wywoła wielkie wykluczenie komunikacyjne

W Polsce od pewnego czasu toczy się gorąca debata dotycząca wprowadzenia podatku od starych samochodów. Pierwotnie podatek miałby zostać wprowadzony od 2024 roku i dotyczyć samochodów starszych niż 10 lat o pojemności silnika powyżej 2000 cm3. Kształt tej opłaty jest odpowiedzią na projekt senatora Grzegorza Peczkisa, który postulował o zmianę sposobu naliczania akcyzy w zależności od pojemności silnika oraz normy emisji spalin. Głównym celem nowego podatku jest ograniczenie emisji gazów cieplarnianych i poprawa jakości powietrza w Polsce.

 

Kwota podatku oscylować miałaby w granicach od 500 zł rocznie do wielokrotności tej sumy dla niespełniających norm starych Passatów 1.9 TDI. Na wartość opłaty wpłyną czynniki takie jak wiek pojazdu, norma spalania, norma emisji spalin CO2 oraz tlenków azotu NOx.

 

Warto zauważyć, że z podatku zostałyby wyłączone pewne kategorie pojazdów, w tym pojazdy wojskowe oraz zarejestrowane pojazdy zabytkowe. Co więcej, przewiduje się wprowadzenie tzw. podatku ekologicznego, który zacznie obowiązywać dla wszystkich użytkowników aut spalinowych, w tym także hybryd i hybryd typu plug-in od 2026 roku.

 

Około 41% samochodów jeżdżących po polskich drogach ma ponad 20 lat, co oznacza, że spełniają maksymalnie normę emisji spalin Euro 2. Jest to niepokojący wskaźnik, który wskazuje na potrzebę odnowienia floty samochodowej kraju. Jednak Polacy kupują stare auta nie dlatego, że są koneserami klasyków tylko na takie ich stać, zatem wprowadzenie podatku od starych samochodów może okazać się dodatkowym obciążeniem dla wielu rodzin i nie tylko nie kupią nowszego samochodu ale też po prostu sprzedadzą ten, który posiadają z powodów ekonomicznych.

 

W Polsce wiele osób, zwłaszcza w mniejszych miastach i na wsiach, jest zmuszonych korzystać z starszych pojazdów, które często są jedynym środkiem transportu. Wielu z nich nie posiada środków na zakup nowszych, bardziej ekologicznych aut. W tej sytuacji podatek od starych samochodów może stać się dla nich zbyt dużym obciążeniem finansowym.

 

Współczesne podejście do ekologii staje się coraz częściej pretekstem do wprowadzania regulacji, które mają nieoczekiwane skutki uboczne dla społeczeństwa. Choć niektóre z tych regulacji noszą znamiona dobrej woli, w praktyce mogą prowadzić do pauperyzacji społecznej i wykluczenia komunikacyjnego, szczególnie wśród tych, którzy nie mają dostępu do nowoczesnych, ekologicznych rozwiązań.

 

Klasycznym przykładem takich działań jest idea wprowadzenia podatków od starych samochodów w imię rzekomej ekologii. W teorii takie podatki mają zachęcać ludzi do wymiany starych, zanieczyszczających pojazdów na nowsze, bardziej ekologiczne modele. W rzeczywistości jednak taka polityka uderza najbardziej w osoby o niższych dochodach, które nie mają środków na zakup nowszych samochodów.

 

W odpowiedzi na te wyzwania, rząd i samorządy często wskazują na rozwój komunikacji publicznej jako alternatywę dla prywatnych samochodów. W rzeczywistości jednak, autobusy i pociągi nie zawsze są dostępne, regularne lub dogodne dla wszystkich, zwłaszcza dla tych, którzy mieszkają poza dużymi miastami. Co więcej, te „mityczne” środki transportu publicznego często są przedstawiane jako panaceum na problemy komunikacyjne, podczas gdy w rzeczywistości mogą nie spełniać potrzeb wszystkich użytkowników.

 

Takie podejście ignoruje również fakt, że dla wielu osób samochód to nie tylko środek transportu, ale też narzędzie pracy. Dla przedstawicieli handlowych, rzemieślników czy osób pracujących w różnych miejscach, brak samochodu może oznaczać utratę źródła dochodu.

 

Dodatkowo, pod pozorem ekologii, wprowadza się dodatkowe opłaty i podatki, które obciążają budżety gospodarstw domowych. Często takie regulacje wprowadzane są bez odpowiedniego wsparcia dla tych, którzy najbardziej odczują ich skutki.

 


Komecie wielkości miasta, pędzącej w stronę Ziemi, ponownie wyrosły „rogi”

Kometa o nazwie 12P/Pons-Brooks, która jest przykładem komet kriowulkanicznych, przyciąga uwagę astronomów z całego świata. Jej niezwykła trajektoria, prowadząca ją w kierunku Ziemi z imponującą prędkością, sprawia, że wiele osób z niecierpliwością oczekuje na możliwość obserwacji tego niezwykłego ciała niebieskiego. Przewiduje się, że 21 kwietnia 2024 roku kometa ta, której rozmiary przewyższają trzykrotnie wysokość Mount Everest, będzie widoczna gołym okiem.

 

Kriowulkaniczne komety, do których należy 12P/Pons-Brooks, charakteryzują się stałym rdzeniem o długości około 18,6 km. Składa się on z kombinacji lodu, pyłu i gazów. W momencie, gdy kometa zbliża się do Słońca, promienie słoneczne podgrzewają jej powierzchnię. W rezultacie ciśnienie wewnątrz komet wzrasta, co prowadzi do uwolnienia gazów takich jak azot i tlenek węgla. Wydostają się one przez pęknięcia w zewnętrznej warstwie komet, wyrzucając przy tym odłamki lodu w kosmiczną przestrzeń.

Co więcej, kometa 12P/Pons-Brooks jest znana z swojej eksplozywnej natury. W ciągu ostatnich kilku miesięcy zaobserwowano dwie eksplozje, które nadały jej wyjątkowy kształt, przypominający rogi. Porównania do Sokoła Millennium z serii Gwiezdne Wojny są tutaj nieuniknione. Jeśli chodzi o wielkość, 12P/Pons-Brooks jest równie imponująca jak słynna kometa Halleya, która była widoczna gołym okiem w 1954 roku. Ze względu na okres obiegu wokół Słońca wynoszący 71 lat, została sklasyfikowana jako kometa typu Halleya, co czyni jej pojawienie się niezwykle rzadkim zjawiskiem.

 

Według Brytyjskiego Stowarzyszenia Astronomicznego (BAA) ostatnia erupcja była „dwa razy bardziej intensywna” niż poprzednia w lipcu. Nie jest jasne, jak bardzo jej koma wzrosła podczas tej erupcji, ale oczekuje się, że do tego czasu skurczy się do swoich normalnych rozmiarów. BAA uważnie monitoruje aktywność komety i zauważa, że ​​nieregularny kształt komy staje się wyraźniejszy i bardziej widoczny w miarę usuwania gazu.

Przewiduje się, że w maju i czerwcu 2024 roku, gdy kometa zbliży się do Ziemi, obserwatorzy będą świadkami niezwykłego zjawiska na niebie. Najjaśniejszy moment obserwacji 12P/Pons-Brooks spodziewany jest 2 czerwca 2024 roku. Po tym bliskim spotkaniu kometa skieruje się w stronę dalszych części naszego Układu Słonecznego, a jej kolejne pojawienie się przewidziane jest dopiero na 2095 rok.

 

Obecnie kometa 12P/Pons-Brooks znajduje się w gwiazdozbiorze Herkulesa i dla tych, którzy chcą ją obserwować, najlepszym miejscem do tego będzie kierunek wschód-północny wschód, około 36 stopni nad horyzontem. Naukowcy przewidują, że w miarę zbliżania się do Ziemi, kometa ta będzie doświadczać kolejnych erupcji.

W kontekście komet kriowulkanicznych warto wspomnieć także o Komecie 29P/Schwassmann-Wachmann. Ta olbrzymia kometa o szerokości 90 km, krążąca wokół Jowisza z prędkością 30 000 km/h, jest uważana za najbardziej aktywną w naszym kosmicznym sąsiedztwie. Wybucha ona średnio 20 razy w roku, a w grudniu 2022 roku zaobserwowano najpotężniejszą erupcję od dekady.

 

Kriowulkanizm to proces, podczas którego zamiast law wulkanicznej wydobywają się substancje lotne, takie jak woda czy metan. Badania nad kometami kriowulkanicznymi dostarczają astronomom cennych danych na temat dalszych części naszego Układu Słonecznego i pomagają w planowaniu przyszłych misji kosmicznych.


Odkrycie rewolucyjnego nanosilnika przez naukowców z Uniwersytetu w Bonn

W dziedzinie nanotechnologii osiągnięto przełom, który ma potencjał rewolucjonizować wiele aspektów nauki i technologii. Naukowcy z Uniwersytetu w Bonn, współpracując z międzynarodowym zespołem ekspertów, opracowali innowacyjny nanosilnik, który wyróżnia się unikalnym mechanizmem napędowym zdolnym do wykonywania ruchów pulsacyjnych.

Charakterystyka tego nanosilnika przypomina funkcjonowanie trenażera dłoni, który jest używany do wzmacniania siły chwytu. Istotne jest to, że jego rozmiar jest o wiele mniejszy – mniej więcej milion razy niż wspomniany trenażer. Konstrukcja tego silnika opiera się na dwóch połączonych sprężyną uchwytach, które tworzą strukturę przypominającą literę V. Działa to na zasadzie napinania i rozluźniania, podobnie jak w przypadku trenażera, jednak w kontekście nanotechnologii, uchwyty te są odciągane, a nie ściskane.

 

Kluczem do funkcjonowania tego silnika jest wykorzystanie mechanizmu obecnego w każdej komórce, odgrywającego kluczową rolę w życiu wszystkich roślin i zwierząt. W komórkach istnieje specjalna biblioteka zawierająca plany różnych białek, które są niezbędne dla prawidłowego funkcjonowania komórki. Nanomotor korzysta z polimerazy RNA do napinania i rozluźniania dwóch ramion, co skutkuje pulsacyjnym ruchem. Proces ten jest inicjowany przez nić DNA przechodzącą przez ramiona.

 

Innowacyjność tego nanomotoru polega również na sposobie zasilania. Wykorzystuje on tzw. "zupę alfabetyczną", która składa się z różnych nukleotydów - podstawowych elementów budulcowych DNA i RNA. Dzięki dostarczaniu tych nukleotydów, silnik jest w stanie kontynuować swoje działanie.

 

Zastosowanie tego nanosilnika może mieć ogromne implikacje dla wielu dziedzin. Dr Michael Famulok, czołowy naukowiec zaangażowany w ten projekt, podkreślił możliwość integracji tego nanosilnika z bardziej skomplikowanymi maszynami, co z kolei przyniesie znaczący postęp w precyzji i kontroli. Jego kolega, Dr Matthias Centola, również podkreślał wagę tego odkrycia, nazywając je głównym przełomem w dziedzinie nanotechnologii.

 

Z pewnością rozwój tego nanosilnika ma potencjał do otwarcia nowych drzóg w medycynie, technologii i wielu innych dziedzinach nauki. Jego unikalny mechanizm i zdolność do pulsacyjnych ruchów stanowią fundament dla przyszłych innowacji w wielu obszarach badań.


Nowy przełom w dziedzinie baterii litowych - bezpieczniejsze i wydajniejsze pojazdy elektryczne na horyzoncie

Naukowcy z Uniwersytetu Maryland dokonali ważnego postępu w dziedzinie badań nad akumulatorami litowymi, co ma potencjał do rewolucji w przemyśle pojazdów elektrycznych (EV). Ich prace skupiały się na zrozumieniu mechanizmów, które prowadzą do awarii tych akumulatorów, a wyniki tych badań doprowadziły do opracowania technologii, która może znacząco poprawić bezpieczeństwo oraz wydajność energetyczną pojazdów elektrycznych. Kluczem do tego osiągnięcia jest potencjalne zmniejszenie ryzyka pożaru akumulatora, które do tej pory stanowiło jedno z głównych wyzwań w technologii akumulatorów.

 

Zastosowana przez naukowców innowacyjna metoda została szczegółowo opisana w prestiżowym czasopiśmie Nature. Koncentrowała się ona na hamowaniu wzrostu tzw. dendrytów litu. Te mikroskopijne, rozgałęzione struktury mają tendencję do tworzenia się wewnątrz półprzewodnikowych akumulatorów litowych, co utrudniało ich masowe wdrożenie na rynek. Jednakże, dzięki nowemu podejściu, polegającemu na zastosowaniu akumulatora o konstrukcji "międzywarstwowej", zaprojektowanego przez profesora Chunshenga Wanga z Wydziału Inżynierii Chemicznej i Biomolekularnej, udało się skutecznie zahamować ten proces.

 

W obecnych czasach, na drogach Stanów Zjednoczonych jeździ ponad 750 000 pojazdów elektrycznych zasilanych akumulatorami litowo-jonowymi. Choć są one popularne ze względu na ich dużą gęstość energii, zawierają łatwopalny ciekły elektrolit, co w przypadku przegrzania stwarza ryzyko wybuchu czy pożaru. Chociaż takie incydenty są rzadkie, stanowią one poważne zagrożenie, zwłaszcza dla osób udzielających pierwszej pomocy, które mogą być narażone na porażenie prądem czy toksyczne gazy.

 

Dlatego też akumulatory półprzewodnikowe są postrzegane jako potencjalnie bardziej bezpieczna alternatywa dla obecnych modeli pojazdów. Jednak ich wprowadzenie na rynek nie było łatwe. Profesor Wang i jego zespół badawczy, w tym doktor habilitowany Hongli Wang, od 2021 roku badali mechanizmy powstawania dendrytów litu, które są głównym problemem tych akumulatorów. Po głębszym zrozumieniu tego zagadnienia, naukowcy zaproponowali nowe podejście, które opiera się na zmianie konstrukcji międzywarstw akumulatora w celu skutecznego hamowania wzrostu dendrytów.

 

Kluczem do sukcesu okazało się zastosowanie dwóch głównych modyfikacji. Po pierwsze, w akumulatorze zastosowano warstwę pośrednią bogatą w fluor, która stabilizuje stronę katody. Po drugie, wprowadzono modyfikacje magnezem i bizmutem do warstwy anodowej, które skutecznie tłumią wzrost dendrytów litu.

 

Prace prowadzone przez zespół profesora Wanga otwierają nowe perspektywy dla przyszłości przemysłu pojazdów elektrycznych. Jak podkreśla sam Wang, akumulatory półprzewodnikowe to przyszłość, ponieważ łączą w sobie wysoką energię z bezpieczeństwem, co jest kluczowe dla dalszego rozwoju technologii EV.


Nowy wynalazek naukowców z MIT zrewolucjonizuje leczenie cukrzycy

Naukowcy z prestiżowego Massachusetts Institute of Technology (MIT) opracowali innowacyjne wszczepialne urządzenie, które ma potencjał zrewolucjonizować podejście terapeutyczne w leczeniu cukrzycy typu 1. Konstrukcja tej nowatorskiej technologii obejmuje kapsułkowane komórki zdolne do produkcji insuliny, wspomagane wbudowaną fabryką tlenu, która gwarantuje ich żywotność oraz kontynuację syntezy insuliny.

 

Problemem, z którym borykają się osoby cierpiące na cukrzycę typu 1, jest ograniczona żywotność wszczepionych komórek wysp trzustkowych, które z czasem przestają otrzymywać niezbędny tlen, co skutkuje zahamowaniem produkcji insuliny. Rozwiązaniem tego dylematu, które proponują inżynierowie z MIT, jest autonomiczne wytwarzanie tlenu poprzez rozszczepienie pary wodnej zawartej w organizmie.

 

W przeprowadzonym eksperymencie na myszach z cukrzycą, omawiane urządzenie skutecznie utrzymywało stabilny poziom glukozy we krwi przez okres co najmniej miesiąca. Następnym krokiem, jaki zamierzają podjąć naukowcy, jest opracowanie większej wersji urządzenia, o wymiarach zbliżonych do gumy do żucia, celem przeprowadzenia badań klinicznych u pacjentów z cukrzycą typu 1.

 

Profesor Daniel Anderson z Wydziału Inżynierii Chemicznej MIT, określając urządzenie mianem „żywego urządzenia medycznego”, wyraził optymizm co do potencjału tej technologii w zakresie wsparcia terapeutycznego dla pacjentów. Urządzenie to oparte jest na ludzkich komórkach wydzielających insulinę i zawiera elektroniczny system podtrzymywania życia, co stanowi unikalne połączenie biologii i inżynierii.

 

Zespół badawczy z MIT jest przekonany, że opracowana technologia ma potencjał zastosowania nie tylko w terapii cukrzycy, ale również w leczeniu innych schorzeń wymagających wielokrotnego dostarczania białek terapeutycznych.

 

Obecny standard opieki nad osobami z cukrzycą typu 1 polega na rygorystycznym monitorowaniu poziomu glukozy we krwi oraz codziennym podawaniu insuliny. Metoda ta jednak nie odwzorowuje naturalnej zdolności organizmu do regulowania poziomu glukozy. Nawet przy największych wysiłkach większość chorych na cukrzycę insulinozależną ma trudności z utrzymaniem prawidłowego poziomu cukru we krwi. Wszczepialne urządzenie proponowane przez badaczy z MIT oferuje rozwiązanie tego problemu, naśladując funkcjonowanie żywej trzustki.

 

Ekspert w tej dziedzinie, Dr Siddharth Krishnan, główny autor badania, podkreślił potencjalny wpływ tej technologii na leczenie cukrzycy, zwracając uwagę na entuzjazm w środowisku naukowym, jakim otoczono to odkrycie.

 

Choć fokus badawczy skierowany jest obecnie na cukrzycę, panuje optymizm, że urządzenie to będzie można dostosować do terapii innych chorób wymagających ciągłego dostarczania białek terapeutycznych. Jest to przełom, który może zmienić życie milionów ludzi cierpiących na różnorodne schorzenia.

 

W miarę jak nauka posuwa się naprzód, kontynuujemy eksplorację na pograniczu biologii i inżynierii, które może otworzyć nowe horyzonty w medycynie regeneracyjnej i terapiach komórkowych, przynosząc obietnicę znacznego postępu w leczeniu cukrzycy typu 1 oraz innych przewlekłych chorób.

 

Odkrycie to stanowi kolejny krok w długiej podróży ku zrozumieniu i wykorzystaniu potencjału terapeutycznego technologii wszczepialnych urządzeń, ściśle integrujących mechanizmy biologiczne i inżynieryjne, co może w przyszłości przyczynić się do poprawy jakości życia pacjentów z cukrzycą typu 1 oraz innymi przewlekłymi schorzeniami.


„Będę zszokowany, jeśli nie wdrożymy tego do końca przyszłego roku” – Elon Musk obiecał, że X zastąpi aplikacje bankowe i nie tylko

Musk sprawi, że X będzie aplikacją do wszystkiego. Elon Musk powiedział, że funkcje finansowe w X zostaną uruchomione do końca 2024 roku, dodając, że użytkownicy będą zaskoczeni „jak potężna będzie ta funkcjonalność”.

„Kiedy mówię o płatnościach, tak naprawdę mam na myśli całe życie finansowe” – powiedział Musk. „Jeśli chodzi o pieniądze, będą one na naszej platformie. Pieniądze, papiery wartościowe lub coś innego. Nie chodzi więc o to, żeby po prostu wysłać 20 dolarów znajomemu. Chcę tylko powiedzieć, że nie będziesz już potrzebować konta bankowego."

 

Dyrektor generalna X, Linda Yaccarino, powiedziała, że firma widzi w tym „pełną szansę” w 2024 r.

 

 „Będę zszokowany, jeśli nie wdrożymy tego do końca przyszłego roku” – Elon Musk obiecał, że X zastąpi aplikacje bankowe i nie tylko.

 

Firma pracuje obecnie nad uzyskaniem licencji na przekaz pieniędzy na terenie całych Stanów Zjednoczonych, aby móc oferować usługi finansowe. Musk powiedział pracownikom, że ma nadzieję otrzymać resztę potrzebnych artykułów X w „najbliższych kilku miesiącach”.

 

„Mapa drogowa produktu X/PayPal została napisana przeze mnie i Davida Sachsa praktycznie w lipcu 2000 r.” – dodał Musk. „I z jakiegoś powodu PayPal, kiedy zmienił nazwę na eBay, nie tylko nie zaimplementował reszty listy, ale wręcz wycofał wiele kluczowych funkcji, co jest po prostu szalone. Zatem PayPal jest w rzeczywistości mniej dojrzałym produktem niż ten, który wymyśliliśmy w lipcu 2000 roku, czyli 23 lata temu”.

 

Celem Muska jest przekształcenie platformy X we „aplikację do wszystkiego”, podobną do superaplikacji, takich jak WeChat w Chinach, które oferują dostęp do zakupów, transportu i nie tylko.

 


Poważne skutki zmian klimatycznych dla ludności starożytnej Europy

Niedawno opublikowane badania naukowców z Uniwersytetu w Kilonii dostarczają fascynującego wglądu w dynamikę populacji neolitycznej Europy w kontekście zmiennych warunków klimatycznych. Analizując szczegółowe dane archeologiczne z kilku regionów Europy Środkowej, badacze postanowili zbadać, jak wahania klimatu wpływały na rozwój społeczności ludzkich w okresie od 3550 do 1550 roku p.n.e.

 

Archeologia dostarcza nieocenionych informacji o historii ludzkości. W analizowanych regionach, takich jak Circumharz w środkowych Niemczech, obszary Czech i Dolnej Austrii oraz Alpy Północne w południowych Niemczech, naukowcy zgromadzili dane z ponad 3400 opublikowanych dat radiowęglowych. Liczba tych dat jest wskaźnikiem wielkości i aktywności populacji, ponieważ zakłada się, że większe społeczności pozostawiły po sobie więcej śladów archeologicznych.

 

Równie ważne są informacje klimatyczne, które zostały uzyskane z formacji jaskiniowych w tych regionach. Dają one obraz warunków klimatycznych w badanym okresie, co pozwala naukowcom na identyfikację potencjalnych korelacji między warunkami klimatycznymi a dynamiką populacji.

 

Główny wniosek, jaki nasuwa się po przestudiowaniu danych, dotyczy związku między klimatem a liczebnością ludności. W okresach ciepłych i wilgotnych, kiedy warunki były sprzyjające uprawie roślin, populacja rosła. Z kolei w chłodniejszych i suchszych okresach populacja malała, co w pewnych sytuacjach prowadziło do znaczących przemian społeczno-kulturowych. Znaczącym przykładem tych przemian było pojawienie się w regionie Circumharz tzw. „pochówków książęcych”, które wskazują na powstanie wyraźnych nierówności społecznych.

Jednak, jak każde badanie naukowe, również to posiada pewne ograniczenia. Z racji swojej specyfiki, badania archeologiczne często opierają się na niepełnych zbiorach danych. Naukowcy z Uniwersytetu w Kilonii podkreślają potrzebę poszerzenia badań i zgromadzenia większej liczby danych, aby potwierdzić prezentowane wnioski.


Naukowcy opracowali nowy materiał hydrożelowy o niesamowitych właściwościach wzrostu komórek

Naukowcy z Uniwersytetu w Sydney (UNSW Sydney) wprowadzili innowacyjne podejście w dziedzinie inżynierii tkankowej, prezentując nowy materiał hydrożelowy o cechach naśladujących ludzką tkankę. Opublikowane w czasopiśmie Nature Communications badanie ukazuje potencjał i skutki hydrożelu wytwarzanego in vitro dla wielu sektorów, w tym medycyny, przetwórstwa żywności i technologii produkcji.

 

Hydrożele, powszechnie występujące w organizmach żywych, takich jak chrząstki czy wodorosty, od dawna fascynują badaczy ze względu na ich zdolność do imitacji ludzkiej tkanki. Te naturalne struktury, o charakterystycznej "gąbczastej" teksturze, stały się inspiracją dla syntetycznych hydrożeli wykorzystywanych w różnorodnych zastosowaniach przemysłowych. Jednak dotychczasowe syntetyczne odpowiedniki nie były w stanie w pełni odwzorować złożoności i funkcjonalności prawdziwych tkanek ludzkich.

 

Wspomniany materiał hydrożelowy został oparty na krótkich peptydach, które są fundamentalnymi składnikami białek. Jak zaznacza Profesor nadzwyczajny Chris Kilian, ten innowacyjny hydrożel nie tylko jest bioaktywny, umożliwiając komórkom zachowanie funkcji takich jak w naturalnym środowisku, ale również wykazuje właściwości antybakteryjne, zapewniając odporność na potencjalne infekcje. Te unikalne cechy sprawiają, że materiał staje się atrakcyjnym kandydatem dla wielu dziedzin medycyny.

 

Co więcej, hydrożel ten wykazuje zdolność do samoleczenia. Ta zdumiewająca właściwość umożliwia jego wykorzystanie w nowoczesnych technologiach, takich jak biodruk 3D czy jako podłoże do wstrzykiwań medycznych. Potencjał tej substancji w inżynierii tkankowej jest nie do przecenienia.

 

Ashley Nguyen, doktorantka z UNSW, która dokonała tego przełomowego odkrycia podczas izolacji związanej z pandemią COVID-19, podkreśla wartość modelowania komputerowego w procesie badawczym. Jej zdolność do identyfikacji unikalnej sekwencji peptydowej, która później dała początek hydrożelowi, ukazuje potencjał technik obliczeniowych w nauce.

 

Zastąpienie naturalnych hydrożeli, których ekstrakcja wiąże się z kontrowersjami etycznymi, stanowi kolejny atut tego innowacyjnego materiału. Zwierzęce surowce często są przyczyną niepożądanych reakcji immunologicznych u ludzi, problem ten zostaje wyeliminowany dzięki syntetycznemu charakterowi nowego hydrożelu.

 

Eksperci z dziedziny inżynierii tkankowej są zgodni co do ogromnego potencjału tego nowego materiału hydrożelowego. W miarę dalszych badań nad hydrożelem, jego wpływ na medycynę i inżynierię tkankową może być przełomowy, otwierając drzwi do nowych możliwości w hodowli i wykorzystaniu tkanki ludzkiej w zaawansowanych procedurach medycznych.


Księżyc znajdzie się w perygeum, czy fale zaleją ląd?

Noc z 28 na 29 listopada przyniesie nam fascynujące zjawisko astronomiczne, kiedy to nasz niebiański towarzysz, Księżyc, znajdzie się w najbliższej odległości od Ziemi przez cały miesiąc. Zjawisko to, znane jako perygeum, zachodzi, gdy Księżyc osiąga punkt na swojej orbicie, w którym jest najbliżej naszej planety. Dokładna odległość między Ziemią a Księżycem wyniesie zaledwie 364 872 km o godzinie 07:54 czasu polskiego, co stanowi znaczne zbliżenie w porównaniu do 10 października, kiedy to odległość ta wynosiła prawie 40 tysięcy kilometrów więcej.

 

Zjawisko perygeum, zwłaszcza gdy zbiega się z pełnią księżycową, czyni księżycowy dysk wyjątkowo jasnym i wyraźnym na nocnym niebie. Księżyc, choć nie zmienia swoich fizycznych wymiarów, naszym oczom wydaje się większy, a zatem bardziej majestatyczny i zjawiskowy. Ta zjawiskowa obserwacja nie jest jedynie wizualnym doświadczeniem, ale również ilustracją niezwykłej dynamiki między Ziemią, Księżycem i Słońcem.

 

Wartość naukowa tego zjawiska leży również w możliwości obserwacji częściowego zaćmienia Księżyca, które zachodzi, gdy Ziemia przesłania światło słoneczne odbite przez powierzchnię Księżyca. W rezultacie, Księżyc przybiera czerwonawy odcień, co przysparza mu miana „Krwawego Księżyca”. Takie zaćmienie można obserwować wyłącznie, gdy Księżyc, Ziemia i Słońce układają się w specyficznym względem siebie położeniu.

Dodatkowo, zjawisko perygeum uwydatnia efekt znany jako „Efekt Księżycowego Horyzontu”, który jest złudzeniem optycznym powodującym, że Księżyc wydaje się większy, gdy jest bliżej horyzontu, niż gdy góruje wysoko na niebie. To zjawisko jest spowodowane brakiem punktów odniesienia w pobliżu Księżyca, takich jak drzewa czy budynki, które mogłyby pomóc nam ocenić jego rzeczywistą wielkość.

 

Fascynacja Księżycem i jego zjawiskami ma głębokie korzenie w historii ludzkości. Starożytne cywilizacje, takie jak Egipcjanie i Grecy, otaczały Księżyc mistyczną adoracją, uznając go za boskość. Nawet w dzisiejszych czasach, zjawiska związane z Księżycem, takie jak perygeum, kontynuują inspirowanie ludzi, zarówno amatorów astronomii, jak i doświadczonych naukowców, do dalszego badania nieba.

 

Perygeum Księżyca stanowi wyjątkową okazję do obserwacji naszego niebiańskiego sąsiada w jego pełnej okazałości. Jest to także świadectwo dynamicznego i złożonego układu astronomicznego, w którym żyjemy. Każde takie zjawisko przypomina nam o nieustannej zmienności wszechświata oraz o fascynujących zjawiskach, które można doświadczyć, starannie obserwując niebo.

 

Perygeum, choć jest zjawiskiem astronomicznym zdolnym do przykuwania uwagi obserwatorów, ma również swoje konsekwencje w zakresie zjawisk ziemskich, takich jak przypływy i odpływy. W momencie, gdy Księżyc zbliża się do Ziemi na najkrótszą możliwą odległość, jego grawitacyjny wpływ na naszą planetę staje się nieco silniejszy. Jest to związane z prawem grawitacji Newtona, które mówi, że siła grawitacyjna między dwoma obiektami jest proporcjonalna do iloczynu ich mas i odwrotnie proporcjonalna do kwadratu odległości między nimi. W rezultacie, gdy odległość między Ziemią a Księżycem maleje, siła grawitacyjna między nimi wzrasta.

 

Jednym z najbardziej zauważalnych efektów tej zwiększonej siły grawitacyjnej są wyższe przypływy, znane jako przypływy syzygijne. W dniach otaczających perygeum, zwłaszcza gdy zbiega się ono z pełnią księżycową lub nowiem, zjawisko to może być jeszcze bardziej wyraźne. Wyższe przypływy w dniach otaczających perygeum są rezultatem zwiększonej grawitacji księżycowej, która działa w połączeniu z grawitacją słoneczną, aby wywołać większe wzniesienie poziomu wód oceanicznych.

 

Jednakże, chociaż te "super przypływy" mogą być wyższe niż zwykle, zwykle nie są na tyle znaczące, aby spowodować poważne powodzie. Ostateczny wpływ na lokalne warunki przypływów zależy od wielu czynników, takich jak lokalna topografia, warunki pogodowe, prądy morskie i inne czynniki. Niemniej jednak, w niektórych szczególnie narażonych na powodzie obszarach, takich jak te o niskim wybrzeżu lub obszarach zbudowanych w pobliżu linii brzegowej, zwiększone przypływy spowodowane przez perygeum mogą zwiększyć ryzyko lokalnych powodzi.

 

Co więcej, skutki te mogą być zauważalne nie tylko w oceanach, ale także w większych jeziorach i zatokach, gdzie zjawiska przypływowe również zachodzą. Dlatego ważne jest, aby lokalne władze i społeczności były świadome potencjalnych zmian poziomu wód, które mogą wystąpić w trakcie perygeum i innych zjawisk astronomicznych wpływających na przypływy, oraz aby były przygotowane na ewentualne sytuacje awaryjne związane z powodziami.

 

Naukowcy i meteorolodzy często monitorują te zjawiska, aby lepiej zrozumieć ich wpływ na Ziemię i jej systemy wodne, co pozwala na opracowanie strategii zarządzania ryzykiem powodziowym i planowania awaryjnego w obszarach, które mogą być narażone na zwiększone przypływy i inne związane z nimi zagrożenia.


W historycznych tekstach z Korei odkryto 3-letnią anomalię cyklu słonecznego podczas Minimum Maundera

Analiza starych kronik królewskich z Korei ujawnia fascynujące zjawisko, które miało miejsce podczas tajemniczej epoki słonecznej znanej jako "Minimum Maundera", trwającej od 1645 do 1715 roku. Badacze zidentyfikowali, że w tym okresie cykle słoneczne były o trzy lata krótsze niż obecnie, co stanowi znaczącą anomalię w historii aktywności słonecznej. Słońce, będące nieustannie zmieniającym się źródłem energii, przechodzi przez okresy wzmożonej aktywności, znane jako maksimum słoneczne, oraz okresy zredukowanej aktywności, określane jako minimum słoneczne.

 

Profesor Valentina Zharkova z Rosji, która ostrzegała przed zagrożeniami związanymi z „wielkim minimum słonecznym”, podkreśla, że burze słoneczne stają się rzadsze podczas minimum, ale gdy się zdarzają, mogą być jeszcze potężniejsze i bardziej szkodliwe niż podczas maksimum. Aktualnie Słońce przechodzi przez cykl słoneczny trwający około 11 lat, od minimum do maksimum i z powrotem. Niezależnie od tego, naukowcy zaobserwowali również inne cykle, które zachodzą równolegle z lepiej znanym cyklem 11-letnim, trwającym 17 lat każdy.

 

Śledzenie postępów Słońca przez cykl słoneczny jest możliwe dzięki zliczaniu plam słonecznych na powierzchni gwiazdy, które pojawiają się częściej w okresie poprzedzającym i podczas maksimum słonecznego. Analiza historycznych zapisów plam słonecznych ujawnia, że na przestrzeni dekad lub wieków ogólny poziom aktywności słonecznej może wzrastać lub maleć.

 

"Minimum Maundera", czasami określane jako "Wielkie Minimum Słoneczne", to okres znacznie zmniejszonej aktywności słonecznej między 1645 a 1715 rokiem, kiedy plamy słoneczne „praktycznie zniknęły”. W tym czasie wydajność Słońca była tak niska, że średnie globalne temperatury również spadły, co naukowcy określili jako "małą epokę lodowcową", chociaż prawdopodobnie była również związana z wysokim poziomem erupcji wulkanicznych w tamtym czasie.

 

W nowym badaniu, opublikowanym 3 października w czasopiśmie AGU Advances, naukowcy przeanalizowali historyczne zapisy zjawisk auroralnych z Korei i odkryli, że średni cykl słoneczny podczas "Minimum Maundera" trwał tylko osiem lat — trzy lata krócej niż współczesne cykle.

 

Zapisy auror były częścią trzech osobnych kronik, czyli ksiąg sporządzanych na zlecenie królów koreańskich, zawierających szczegółowe codzienne sprawozdania z wydarzeń królewskich, spraw państwowych, warunków pogodowych i zjawisk astronomicznych zachodzących na Półwyspie Koreańskim między 918 a 1910 rokiem.

 

Astronomiczne sekcje kronik często wspominają o "czerwonych oparach" lub "oparach jak światło ognia". Badacze sądzą, że opisy te odnoszą się do Anomalii Zachodniego Pacyfiku (WPA) — obszaru nad Koreą, który regularnie wytwarza czerwone zorze polarne, mimo że znajduje się daleko od biegunów magnetycznych. Podobnie jak inne zorze, WPA występuje, gdy promieniowanie słoneczne zderza się z magnetyczną tarczą Ziemi. W odróżnieniu jednak od innych zjawisk auroralnych w tamtym czasie, te pokazy świetlne utrzymywały się mimo spadku aktywności słonecznej, ponieważ pole magnetyczne Ziemi jest w tym regionie cieńsze, co czyni je doskonałym wskaźnikiem postępu cyklu słonecznego.

 

Daty wystąpienia tych zjawisk auroralnych wskazują, że promieniowanie słoneczne ze Słońca podążało według ośmioletniego cyklu.

 

Naukowcy nie wiedzą, co powoduje długoterminowe tendencje cykli słonecznych, takie jak "Minimum Maundera", zaznaczył Scott McIntosh. Istnieje "wiele czynników", które mogą wpływać na aktywność słoneczną przez tak długie okresy. Niejasne jest również, dlaczego cykle słoneczne skróciły się w tamtym czasie. Niemniej jednak, nowe ustalenia mogą dostarczyć "kluczowych wskazówek" umożliwiających lepsze zrozumienie tej tajemniczej epoki, napisali badacze w artykule.

 

W ostatnich kilku cyklach słonecznych aktywność słoneczna nieco spadła, a także zanotowano niewielkie fluktuacje w długości cyklu. Doprowadziło to niektórych ekspertów do przewidywania, że wchodzimy w nową epokę zmniejszonej aktywności słonecznej.

 

Jednak postęp obecnego cyklu słonecznego, który był bardzo aktywny i szybko zbliża się do maksimum słonecznego, sugeruje, że nie jest to prawda.


Leica wypuściła na rynek bezlusterkowy aparat M11-P, pierwszy na świecie aparat z gwarancją autentyczności zdjęcia

Leica wprowadziła innowacyjne podejście do uwierzytelniania zdjęć w swoim nowym aparacie M11-P. Dzięki wbudowanemu chipowi zabezpieczającemu do każdego wykonanego zdjęcia dołączony jest podpisany certyfikat, który umożliwia weryfikację jego autentyczności w ramach inicjatywy Adobe.

Leica wprowadziła nowy aparat M11-P, który kosztuje 9195 dolarów i oferuje unikalne podejście do uwierzytelniania zdjęć. Główną innowacją modelu M11-P jest wewnętrzny układ zabezpieczający, który generuje podpisany certyfikat (poświadczenia treści) w metadanych każdego obrazu, umożliwiając weryfikację zdjęć w ramach otwartej inicjatywy Adobe Content Authentication Initiative (CAI).

 

Po włączeniu M11-P osadza zaszyfrowany podpis w plikach DNG Raw i JPG zawierających imię oraz nazwisko fotografa, markę i model aparatu oraz dane EXIF zdjęcia. Obrazy z osadzonymi poświadczeniami treści można zweryfikować za pośrednictwem strony weryfikacyjnej firmy Adobe, a zmiany lub manipulacje w pliku można śledzić zgodnie ze standardami określonymi przez Leica na rzecz pochodzenia i autentyczności treści (C2PA).

 

Funkcja ta może być przydatna dla fotografów, którzy chcą udowodnić, że ich praca nie została naruszona lub potwierdzić swoje prawa do zdjęcia. Jednak po włączeniu tej funkcji M11-P traci nieco na szybkości ze względu na konieczność kryptograficznego podpisywania każdego obrazu.

 

Poza tą funkcją M11-P jest niemal identyczny z ręcznym ustawianiem ostrości M11, na którym jest oparty. Porzuca plakietkę z czerwoną kropką na rzecz staromodnego graweru, zmienia osłonę LCD ze szkła Gorilla Glass na szafirowe i podobnie jak M11 Monochrom ma 256 GB pamięci wewnętrznej zamiast 64 GB w M11. Będzie nawet dostępny z nowym obiektywem Summicron-M 28mm f/2 ASPH za 5295 dolarów. To kolejne ulepszenie standardowego obiektywu Leica, które skupia bliżej niż poprzednia wersja.

 


Gwiazdor znanego serialu "Przyjaciele" utopił się w swoim własnym jaccuzi

Dzisiaj dowiedzieliśmy się, że zmarł aktor Matthew Perry, serce i dusza kultowego serialu "Przyjaciele". Opuścił nas w sobotę 28 października, pozostawiając pustkę w sercach wielbicieli. Znaleziono go martwego w jacuzzi swojego domu w Los Angeles. Wstępne doniesienia sugerują, że przyczyną zgonu było tak zwane "pozorne utonięcie". Znany z roli Chandlera Binga Matthew Perry miał dopiero 54 lata i z pewnością miał jeszcze wiele do zaoferowania światu rozrywki. Ten tragiczny wypadek przypomina nam, że nasze życie jest kruche i każda chwila jest cenna.

 

Talent Perry'ego jako aktora komediowego był niezaprzeczalny. Jego charyzma, błyskotliwy humor i niepowtarzalny styl uczyniły go ulubieńcem publiczności. Jego postać Chandlera Binga w serialu "Przyjaciele" przeszła do historii jako jedna z najbardziej kochanych postaci w historii telewizji. Perry miał dar przekształcania codziennych sytuacji w momenty pełne humoru, które rozśmieszały widzów na całym świecie.

 

Nie tylko jako aktor, ale także jako człowiek, Perry miał wyjątkowy wpływ na życie wielu osób. Jego walka z uzależnieniem była dobrze udokumentowana, a otwartość, z jaką mówił o swoich doświadczeniach, pomogła wielu osobom w podobnych sytuacjach. Matthew nigdy nie ukrywał swoich walk, co uczyniło go inspiracją dla wielu. Przez lata był zaangażowany w różne inicjatywy charytatywne, pomagając ludziom potrzebującym.

 

Sceny z serialu "Przyjaciele", w których uczestniczył, są uważane za kultowe. Niezapomniane dialogi, które wypowiadał, uczyniły go jedną z najbardziej rozpoznawalnych twarzy w branży rozrywkowej. Jego śmierć jest ogromną stratą nie tylko dla bliskich, ale także dla fanów, którzy dorastali, obserwując jego wyjątkowy talent na ekranie.

 

Związki Perry'ego z innymi członkami obsady "Przyjaciele" również były dobrze znane. Ich chemia na ekranie przeniosła się do prawdziwego życia, co było widoczne podczas wielu publicznych wydarzeń, które wspólnie uczestniczyli. Nie można zapomnieć o ich wzruszającym zjednoczeniu w specjalnym odcinku "Przyjaciele: The Reunion", który pokazał, jak silne były ich więzi.

 

Kiedy teraz oglądamy odcinki "Przyjaciele", trudno będzie powstrzymać łzy, wiedząc, że Perry, nasz ukochany Chandler, nie jest już z nami. Jego tragiczna śmierć przypomina nam, że aktorzy, których kochamy na ekranie, są również ludźmi z prawdziwego życia, mającymi swoje wyzwania i walki. Śmierć Matthew Perry'ego zostawiła nieusuwalną plamę w sercach fanów, a jego dziedzictwo będzie żyło przez pokolenia.

 

W tym smutnym czasie, my, jako społeczność, wspieramy rodzinę i przyjaciół Matthew. Jego wkład w świat rozrywki będzie trwał wiecznie, a wspomnienia o nim zawsze będą żyły w naszych sercach. Niebo zyskało kolejną gwiazdę, ale jego światło będzie zawsze świeciło w naszych sercach, przypominając nam o niezapomnianym przyjacielu, który przyniósł nam tyle radości.


Kilonowa jako kuźnia rzadkich ciężkich pierwiastków

Obserwacje kosmiczne nieustannie dostarczają naukowcom cennych informacji o składzie i ewolucji Wszechświata. Jednym z takich niezwykłych zjawisk, które przyciągnęły uwagę astronomów, jest eksplozja kilonowej, która miała miejsce, gdy dwie gwiazdy neutronowe zderzyły się ze sobą miliard lat świetlnych stąd. Zjawisko to okazało się być fabryką rzadkich ciężkich pierwiastków, co stanowi ważny krok naprzód w zrozumieniu procesów kosmicznych.

Teleskop Kosmiczny Jamesa Webba (JWST) po raz pierwszy zbadał takie zdarzenie, a dane uzyskane w następstwie kolosalnego wybuchu promieniowania gamma, które miało miejsce 7 marca 2023 roku, ujawniły obecność telluru – rzadkiego metalu zbyt ciężkiego, by mógł zostać wytworzony w sercach gwiazd przez proces fuzji. Oprócz telluru, sugerowana była również obecność innych metali, takich jak wolfram i selen. Odkrycie to potwierdziło, że zderzenia gwiazd neutronowych są źródłem ciężkich pierwiastków, co stanowi ważny element rozumienia, jak Wszechświat tworzy materiał i rozprzestrzenia go w przestrzeni kosmicznej.

 

"Znanych jest zaledwie kilka kilonowych, a to pierwszy raz, gdy mogliśmy przyjrzeć się następstwom kilonowej za pomocą Teleskopu Kosmicznego Jamesa Webba", mówi astrofizyk Andrew Levan z Uniwersytetu Radboud, który prowadził analizę. Dodaje on: "Nieco ponad 150 lat po tym, jak Dmitrij Mendelejew zanotował tabelę pierwiastków, jesteśmy wreszcie w stanie zacząć wypełniać te ostatnie luki w zrozumieniu, skąd pochodzi wszystko".

 

Gwiazdy to niezwykłe twory kosmiczne. Przetwarzają one wodór, który stanowi większość widzialnej materii Wszechświata, zderzając jego atomy ze sobą, raz za razem, aby stworzyć cięższe pierwiastki: wodór w hel, a potem te cięższe atomy w jeszcze cięższe, aż do żelaza. Jest to punkt, w którym silniki fuzji gwiazd tracą swoją energię. Fuzja żelaza w cięższe pierwiastki wymaga większego wydatku energii, niż jest w stanie wygenerować, co prowadzi gwiazdę na ścieżkę do eksplozji pod ciężarem własnej grawitacji.

 

Jednak ten energetyczny wybuch może również generować serię reakcji jądrowych, w których jądra atomowe zderzają się z luźnymi neutronami, aby syntetyzować jeszcze cięższe pierwiastki.

 

Reakcje te muszą zachodzić wystarczająco szybko, aby rozpad radioaktywny nie miał szansy wystąpić, zanim zostaną dodane kolejne neutrony do jądra. Oznacza to, że musi to mieć miejsce tam, gdzie jest dużo wolnych neutronów - na przykład w supernowej lub kilonowej. Ten konkretny proces syntezy jądrowej jest znany jako proces szybkiego pochwytywania neutronów, lub proces r.

 

Gdy po raz pierwszy obserwowano zderzenie dwóch gwiazd neutronowych w 2017 roku, potwierdzono, że kilonowe produkują pierwiastki procesu r. Naukowcy wykryli obecność strontu, 38. pierwiastka w tabeli pierwiastków.

 

Gdy w marcu tego roku zaobserwowano wybuch promieniowania gamma o nazwie GRB230307A, naukowcy natychmiast skierowali swoją uwagę na bliższe zbadanie tego zjawiska. GRB230307A była naprawdę spektakularna - jeden z najjaśniejszych wybuchów promieniowania gamma, które kiedykolwiek zaobserwowano, 1000 razy jaśniejsza niż typowe i ponad milion razy jaśniejsza niż cała Galaktyka Drogi Mlecznej.

 

Była również wyjątkowo długo trwającym zjawiskiem, około 200 sekund. Taka długa obserwacja jest uważana za sygnaturę kilonowej - wybuchy gamma supernowych trwają znacznie krócej. Obserwacje w wielu długościach fal potwierdziły to: profil następstw wybuchu był zgodny z pochodzeniem od kilonowej.

A ponieważ wiadomo, że kilonowe są źródłem pierwiastków procesu r, astronomowie poprosili o możliwość zbadania źródła eksplozji za pomocą podczerwienego JWST. 5 kwietnia naukowcy skierowali teleskop na poświatę, która miała już znaczący składnik podczerwony, i zbierali spektra.

 

Te dane ujawniły obecność telluru, 52. pierwiastka w tabeli pierwiastków. To dość ciężki pierwiastek. Oznacza to, że w rozpraszającym się materiale wyrzuconym z kolizji gwiazd neutronowych prawdopodobnie znajdują się inne pierwiastki procesu r, chociaż potrzebne będą dodatkowe obserwacje, aby to potwierdzić.

 

Warto również zauważyć, że eksplozja miała miejsce w naprawdę dziwnym miejscu: w przestrzeni międzygalaktycznej, 120 000 lat świetlnych od najbliższej galaktyki. Badacze ustalili, że prawdopodobnie to galaktyka była miejscem, skąd pochodziły dwie gwiazdy neutronowe jako normalne, masywne gwiazdy; gdy każda z nich eksplodowała jako supernowa w przeszłości, jedna po drugiej, siła eksplozji była wystarczająca, aby wyrzucić je całkowicie poza galaktykę.


Brazylijscy naukowcy stworzyli szczepionke na kokainę

Brazylia, będąca drugim na świecie największym konsumentem kokainy, zawsze stanowiła ważny punkt w globalnym dyskursie na temat narkotyków i uzależnienia. W ostatnich dniach, naukowcy z tego kraju ogłosili przełomowy rozwój w terapii uzależnienia od kokainy oraz jej silnego pochodnego, cracku, prezentując szczepionkę, która może być innowacyjnym narzędziem w walce z tymi trudnymi problemami.

Projekt o nazwie "Calixcoca" stanowi przedmiot badań w Federalnym Uniwersytecie w Minas Gerais pod kierownictwem psychiatry Frederico Garcii. Testowana szczepionka, która wykazała obiecujące rezultaty w badaniach na zwierzętach, wyzwala odpowiedź immunologiczną, która blokuje dostęp kokainy i cracku do mózgu. Takie podejście, zgodnie z nadziejami naukowców, może pomóc użytkownikom przerwać cykl uzależnienia, pozbawiając ich doświadczenia euforii związanej z przyjmowaniem tych narkotyków.

 

Jeśli szczepionka otrzyma zgodę regulatorów, będzie to pierwszy przypadek leczenia uzależnienia od kokainy za pomocą szczepionki, jak zaznaczył Garcia. Ten przełomowy projekt zdobył główną nagrodę w wysokości 500 000 euro na Euro Health Innovation awards w kategorii medycyny latynoamerykańskiej, sponsorowanym przez firmę farmaceutyczną Eurofarma.

 

Mechanizm działania szczepionki opiera się na wyzwoleniu odpowiedzi immunologicznej u pacjentów, co prowadzi do produkcji przeciwciał, które wiążą się z cząsteczkami kokainy w krwiobiegu. Proces ten sprawia, że cząsteczki stają się zbyt duże, by przeniknąć do systemu mezolimbicznego mózgu, zwanego "centrum nagrody", gdzie narkotyk normalnie stymuluje wysokie poziomy dopaminy wywołującej uczucie przyjemności.

 

Choć podobne badania zostały przeprowadzone w Stanach Zjednoczonych, które są największym konsumentem kokainy na świecie według Biura Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości, to jednak z różnych powodów, w tym niewystarczających rezultatów w badaniach klinicznych, te próby utknęły w martwym punkcie. Garcia zaznacza, że Calixcoca do tej pory wykazała skuteczność w testach na zwierzętach, wywołując znaczne poziomy przeciwciał przeciwko kokainie i wykazując niewiele skutków ubocznych. Szczepionka okazała się również skuteczna w ochronie płodów szczurów przed kokainą, co sugeruje, że może być używana u ludzi do ochrony nienarodzonych dzieci uzależnionych matek.

 

Calixcoca jest teraz na ostatnim etapie badań przed wprowadzeniem do badań klinicznych na ludziach. Garcia wyraża nadzieję, że szczepionka ta może zrewolucjonizować leczenie uzależnień. Obecnie nie ma konkretnego zarejestrowanego leczenia uzależnienia od kokainy i cracku. Standardowym podejściem jest połączenie terapii psychologicznej, wsparcia społecznego oraz rehabilitacji, gdy jest to konieczne.

 

Szczepionka Calixcoca mogłaby dodać ważne narzędzie do tego reżimu, pomagając pacjentom w krytycznych etapach powrotu do zdrowia, na przykład po wyjściu z rehabilitacji. Co więcej, szczepionka została opracowana przy użyciu związków chemicznych zaprojektowanych w laboratorium, a nie składników biologicznych, co oznacza, że będzie tańsza w produkcji niż wiele innych szczepionek i nie będzie musiała być przechowywana w niskich temperaturach.

 

Jednak, jak podkreśla Garcia, nie będzie to "panaceum", które można podać każdemu. Dokładna grupa docelowa zostanie określona w zależności od wyników badań klinicznych, ale teoretycznie ma to być grupa osób odzyskujących trzeźwość, "które zerwały z (kokainą) i chcą pozostać w ten sposób". Celem jest zmiana smutnej statystyki, zgodnie z danymi Amerykańskiego Narodowego Instytutu nadużywania narkotyków, jeden na czterech regularnych użytkowników kokainy staje się uzależniony, a zaledwie jeden na czterech uzależnionych udaje się wyjść z nałogu po pięciu latach leczenia.


Jeff Bezos pokazał NASA model statku kosmicznego Blue Moon, który zabierze ludzi na Księżyc

Blue Origin zademonstrowało makietę lądownika Blue Moon, który ma być gotowy do lotu na Księżyc w ciągu najbliższych trzech lat. Najpierw trafi na satelitę bez załogi, a do końca dekady wykona misję załogową.

 

Założyciel Amazon i Blue Origin, Jeff Bezos, pokazał przedstawicielom NASA, w tym administratorowi agencji Billowi Nelsonowi, „niską wierność” makietę statku kosmicznego w fabryce firmy kosmicznej w Huntsville w Alabamie. Szerokość modułu lądującego wynosi 7 m, a wystartuje on na rakiecie New Glenn firmy Blue Origin. Ta wersja statku nosi nazwę Mark 1 i ma dostarczyć ładunek o masie do 3 ton w dowolne miejsce na powierzchni Księżyca. Większa wersja Mark 2 jest przeznaczona do misji załogowych. W maju ubiegłego roku firma została wybrana do obsługi misji Artemis V, mającej na celu wylądowanie człowieka na Księżycu.

 

Artemis V oficjalnie zaplanowano na rok 2029, ale w rzeczywistości prawdopodobnie nastąpi opóźnienie. Dzieje się tak dlatego, że misje Artemis III i Artemis IV, również załogowe, ale przydzielone SpaceX, powinny wystartować wcześniej. Zaplanowano je odpowiednio na 2025 i 2028 rok, ale ich los będzie zależał od rakiety Starship, którą trzeba najpierw wynieść na orbitę, a następnie przetestować technologię tankowania w kosmosie,  a wszystko to będzie wymagało wielu udanych startów. Przed pierwszym lotem z załogą SpaceX planuje przeprowadzić demonstracyjną misję bezzałogową z lądowaniem modułu Starship na Księżycu.

 

Architektura modułu księżycowego Blue Origin jest w dużej mierze podobna do architektury SpaceX: oba wymagają tankowania w kosmosie, tylko Blue Moon wymaga ciekłego wodoru, a Starship wymaga ciekłego metanu. Blue Origin będzie także przeprowadzać loty testowe swoich lądowników na pokładzie rakiety New Glenn, które rozpoczną się dopiero pod koniec przyszłego roku. W ramach każdej misji lądownika załogowego firma będzie musiała wystrzelić trzy rakiety New Glenn, tj. jeden w celu wysłania modułu na orbitę księżycową i dwa kolejne w celu przetransportowania holownika tankowca. Astronauci wystartują z Ziemi na statku kosmicznym Orion i rakiecie SLS. Na orbicie księżycowej statek zadokuje z lądownikiem SpaceX lub Blue Origin, którym poleci na powierzchnię Księżyca. Te same lądowniki zabiorą załogi z powrotem na Oriona, który sprowadzi ich z powrotem na Ziemię.

 

Lądownik Blue Moon Mark 1 po raz pierwszy odwiedzi Księżyc w ramach misji demonstracyjnej. Planowane są również dodatkowe loty w celu dostarczenia ładunków na powierzchnię Księżyca. Oczekuje się, że rozpoczną się nie później niż w 2026 roku.