Listopad 2015

Polska może się stać chińskim centrum logistycznym na Europę

Wygląda na to, że skutkiem niedawnej wizyty polskiego prezydenta Andrzeja Dudy w Chinach będzie zacieśnienie współpracy gospodarczej między naszymi narodami. Chińczycy chcą, aby Polska stałą się centrum logistycznym nowego Jedwabnego Szlaku, który właśnie powstaje.


Rosja rozmieściła niedaleko tureckiej granicy zaawansowany system rakietowy S-400

Incydent związany z zestrzeleniem rosyjskiego samolotu przez Turcję zdecydowanie podniósł napięcie. Prezydent Recep Tayyip Erdogan, który najwyraźniej przekonany jest o sile swojego państwa i sojuszników z NATO, ostrzega Putina przed jakąkolwiek formą agresji. Jest to reakcja na ostatnie doniesienia rosyjskiego Ministra Obrony, według których w Syrii rozmieszczono system przeciwlotniczy S-400.

 

Decyzja Rosji była raczej do przewidzenia. Władimir Putin powiedział, że jego kraj i Turcja mają wspólny cel (pokonanie terrorystów) i nie spodziewał się takiego incydentu. Aby przeciwdziałać, postanowiono wysłać system rakietowy S-400 niedaleko syryjskiego miasta portowego Latakia. Znajduje się on około 50 kilometrów od tureckiej granicy i obejmuje swoim zasięgiem większość Syrii a także część Turcji i Izraela.

 

Oznacza to, że od teraz Rosja ma możliwość zestrzelenia każdej maszyny, która wkroczyłaby w syryjską przestrzeń powietrzną i zagroziłaby rosyjskim siłom zbrojnym. To dodatkowo pogarsza relacje między tymi państwami. Ostatnio coraz częściej mówi się, że konwoje z ropą należące do Państwa Islamskiego kierują się w stronę Turcji.

 

Zastanawiające jest również milczenie Stanów Zjednoczonych. Oczywiście gdyby to Rosja zestrzeliła turecki samolot, Zachód miałby kolejny powód do oburzania się przez następne miesiące. Zresztą nad Syrią operują siły lotnicze kilkunastu państw świata i prędzej czy później po prostu musiało dojść do takiej sytuacji.

 

 

Źródło: http://www.independent.co.uk/news/world/middle-east/russia-deploys-advanced-s-400-air-defence-missile-system-in-syria-after-turkey-downs-one-of-its-jets-a6749041.html


Nowy system Li-Fi przesyła dane za pomocą światła i jest 100 razy szybszy od Wi-Fi

Najwyższy czas porzucić "stare" Wi-Fi i przejść na nową, rewolucyjną technologię określaną mianem Li-Fi. Estońska firma Velmenni rozpoczyna testy pilotażowe systemu, który przesyła dane za pomocą światła widzialnego i robi to 100 razy szybciej niż Wi-Fi.

 

Przez ostatnie lata naukowcy rozwijają Li-Fi - jest to alternatywa dla Wi-Fi. W ramach tego nowego systemu, zwykłe żarówki LED które migają z bardzo dużą częstotliwością można przekształcić w urządzenie do przesyłania danych. Potrzebny jest oczywiście odbiornik, który będzie przetwarzać światło na strumień danych.

 

Wi-Fi i Li-Fi posiadają swoje wady i zalety. Ten pierwszy, dobrze znany wszystkim system przesyła dane drogą radiową i robi to wolniej. Tymczasem opracowany w Estonii Li-Fi przesyła dane z prędkością 1 GB na sekundę i posiada ograniczony zasięg - światło nie przenika przez ściany. Dopóki problem ten nie zostanie w jakiś sposób rozwiązany sugeruje się aby korzystać z obu systemów, które mogą wzajemnie się uzupełniać.

 

Wspomniana firma Velmenni zakończyła etap badań laboratoryjnych i rozpoczyna testy pilotażowe w Tallinie. Li-Fi pojawił się w niektórych biurowcach i obiektach przemysłowych. Dyrektor generalny Deepak Solanki powiedział, że technologia stanie się dostępna dla konsumentów w ciągu 3-4 lat. Każdą żarówkę LED w naszych mieszkaniach będzie można przekształcić w router. Wydaje się to dość interesującym rozwiązaniem.

 

 

Wiadomość pochodzi z portalu tylkonauka.pl

 

 

Źródło: http://tylkonauka.pl/wiadomosc/w-estonii-powstal-system-li-fi-ktory-przesyla-dane-za-pomoca-swiatla-jest-100-razy-szybszy


Ekologiczna katastrofa na Sachalinie – olej z osiadłego na mieliźnie statku wylał się do morza

U wybrzeży Niewielska, silny wiatr przyczynił się do katastrofy tankowca Nadieżda. Woda przez dziurę w kadłubie zalała maszynownię i dostała się do zbiornika z olejem opałowym (180 ton). Kapitan przypuszcza, że uszkodzony jest jeszcze jeden zbiornik o podobnej pojemności.


Odkryto przyczynę dziwnego nachylenia Księżyca

Planetolodzy z Francji zaproponowali nową hipotezę, która może pomóc w odpowiedzi na pytanie, dlaczego orbita Księżyca jest nienaturalnie nachylona do płaszczyzny ekliptyki, czyli orbity Ziemi wokół Słońca. Wyniki najnowszych badań w tym zakresie zostały opublikowane w czasopiśmie Nature.

 

Zgodnie z jedną z najbardziej popularnych teorii pochodzenia Księżyca, powstał on mniej więcej 4,5 mld lat temu w wyniku zderzenia Ziemi z planetą wielkości Marsa. Interakcja ta doprowadziła do powstania dysku akrecyjnego z gruzu krążącego wokół Ziemi, który następnie uformował Księżyc.  Jednak ten model tłumaczy jedynie powstanie Księżyca, ale nie wyjaśnia ​​dlaczego kąt nachylenia jego płaszczyzny do płaszczyzny obrotu Ziemi nie wynosi około jeden stopień, ale obserwowane dzisiaj, pięć stopni. 

 

Korzystając z symulacji komputerowej naukowcy przeanalizowali wszelkie możliwe scenariusze, które mogły doprowadzić do zmiany nachylenia Księżyca na orbicie. Planetolodzy wykazali, że około 4,5 miliarda lat temu, pole grawitacyjne Ziemi odwróciło inne ciało niebieskie, które było o 0,6 do 1,2 razy cięższy niż satelita naszej planety. Stało się to w okresie gdy nasz Księżyc krążył już wokół Ziemi przez okres około stu milionów lat. 

 

Wszystko to miało miejsce wtedy gdy kosmiczne zderzenia były jeszcze czymś typowym, bo Układ Słoneczny jeszcze się formował. Właśnie jedno z tych zderzeń spowodowało, że ziemska masa, a więc i grawitacja, nagle wzrosła, co przełożyło się na wpływ na Księżyc, którego kąt nachylenia orbity wynosił około 10 stopni, a potem stopniowo zmniejszał się do obecnej wielkości.

 

Prawdopodobnie to właśnie temu drugiemu znaczącemu zderzeniu zawdzięczamy to, że górne warstwy ziemskiej skorupy ziemskiej są tak bogate w żelazo, złoto i platynę. Wcześniej uważano, że te rzadkie pierwiastki powstają gdzieś głęboko wewnątrz Ziemi, a ich wysoką zawartość w skorupie ziemskiej zawdzięczamy asteroidom wpadającym na naszą planetę. 

 

 


Prowokacyjna postawa Turcji może wywołać III wojnę światową

Po zestrzeleniu rosyjskiego bombowca nad Syrią świat wstrzymał oddech. Po raz pierwszy w historii lotnictwo państwa NATO strąciło rosyjski samolot wojskowy. Tymczasem odpowiedzialni za to Turcy nie zamierzają przepraszać, co więcej prezydent Erdogan oświadczył, że za zestrzelenie Su-24 to im należą się przeprosiny od Rosji.

 

Działanie Turcji jest delikatnie mówiąc kontrowersyjne. Prezydent Erdogan wyraźnie dąży do wywołania wojny światowej. Trudno nie zauważać bezczelnego prowokowania atomowej potęgi jaką nadal pozostaje Rosja, przez człowieka, któremu chyba wydaje się, że jest Sulejmanem Wielkim a Imperium Osmańskie nadal istnieje. Może się to jednak okazać bardzo niebezpieczna gra.

Nie słychać też słów ubolewania ze względu na incydent ze strony Pentagonu, a Rosjanie twierdzą, że Amerykanie znali dokładnie plany lotu tego feralnego Su-24, bo w ramach kooperacji dane zostały dostarczone wcześniej. Można nawet zasugerować, że to Amerykanie mogli wcześniej przekazać te dane Turkom, którzy po prostu zaczaili się na rosyjski samolot i zestrzelili go, a jako powód podali, że przez 17 sekund doszło do wtargnięcia w turecką przestrzeń powietrzną.

 

Wszyscy dobrze wiedzą, że nikt o zdrowych zmysłach nie zestrzeliwuje takiego samolotu, zwłaszcza nad terytorium obcego państwa. Wcześniej zresztą ci sami Turcy, wielokrotnie latali bez pozwolenia nad Syrią i bombardowali znienawidzonych Kurdów opowiadając oficjalnie jak to strasznie atakują ISIS. I nie były to bynajmniej sekundy, a godziny lotu.

 

Prawda jest taka, że obecnie Turcja, oprócz Arabii Saudyjskiej, jest największym Państwa Islamskiego. Jako cichy sojusznik Turcy rozkręcili interes polegający na barterze. Ropę kradzioną w Iraku i w Syrii, wymieniają na broń. Innymi słowy nie tylko nie zwalczają, ale wręcz pozwalają na ekspansję Kalifatu. Według rosyjskich mediów w proceder upłynniania ropy jest zamieszany syn prezydenta Turcji, który potem odsprzedaje ją z zyskiem dalej w świat.

Rosjanie konsekwentnie bombardują wszelkie instalacje naftowe ISIS, oraz konsekwentnie atakują konwoje z ropą jadące do Turcji i z bronią nazywaną Syrii. To bardzo dziwne, że w mediach nikt nie mówi też o odkryciu tureckich dziennikarzy, którzy w reportażu, narażając życie pokazali, że tak zwane transporty humanitarne do Syrii to tak naprawdę zakontraktowane dostawy broni dla dżihadystów. Od wczoraj w wyniku uderzeń rosyjskiego lotnictwa na konwoje zginęło przynajmniej kilkunastu Turków.

 

Przeświadczony chyba o swej potędze prezydent Recep Tayyip Erdogan stwierdził, że lepiej będzie jeśli Rosja "nie będzie igrać z ogniem". Trzeba przyznać, że pokłady bezczelności tureckiego przywódcy są niewyczerpalne. Czy prezydentowi Władimirowi Putinowi wystarczy cierpliwości czy też wkrótce Turcy wplatają nas w wielką wojnę, która może znowu zniszczyć nasz kraj i wybić większość populacji?

 

 

 


Arabia Saudyjska przygotowuje się do masowej egzekucji skazańców

W tym roku, saudyjski reżim skazał na śmierć co najmniej 151 osób, tym samym pobijając rekord z 1995 roku. Jak podają lokalne gazety, władze mają w najbliższym czasie wykonać masową egzekucję, w której zginie ponad 50 osób.

 

Informacje podawane przez saudyjską gazetę Okaz są dość ogólnikowe - w wyniku egzekucji śmierć poniesie 55 "terrorystów", którzy łącznie zabili ponad 100 cywilów i 71 pracowników służby bezpieczeństwa. Kilka dni temu gazeta al-Riyadh podała, że skazańcy zostaną straceni już w najbliższym czasie, lecz wiadomość ta została później usunięta.

 

Wśród nich znajdują się bojownicy al-Kaidy, którzy zostali oskarżeni o próbę dokonania zamachu stanu oraz o przygotowania do ataku na władze przy pomocy broni palnej, materiałów wybuchowych i rakiet typu ziemia-powietrze. Jeden ze skazańców próbował zakupić w Jemenie materiały nuklearne.

 

Jednak wśród skazańców znajdują się także mieszkańcy miasta Awamiya, które jest w większości zamieszkiwane przez mniejszość szyicką. Reżim tłumił demonstracje których uczestnicy domagali się równych praw. Według międzynarodowej organizacji pozarządowej Amnesty International, Arabia Saudyjska może skazać na śmierć również sześciu szyickich opozycjonistów, których zmuszano do składania fałszywych zeznań.

 

 

Źródła:

http://www.bbc.com/news/world-middle-east-34931205

http://www.reuters.com/article/2015/11/26/us-saudi-security-executions-idUSKBN0TF1CT20151126#CmSTKYd7wbfYvYp0.97


Estonia rozpoczęła instalowanie znaków granicznych na spornym odcinku granicy z Rosją

Estończycy rozpoczęli jednostronnie instalację markerów granicznych na granicy z Federacją Rosyjską. Pierwszy taki znak ustawiono w Misso w gminie Võru.

 

 

Hanno Pevkur, minister spraw wewnętrznych, nazwał to wydarzenie „historycznym”.

„Po 95 latach na granicy estońsko-rosyjskiej powstają nowe placówki graniczne, które wyznaczają początek budowy nowej granicy”.

W Estonii zaplanowano instalację 760 słupków o wysokości 210 cm i znaków unoszących się na wodzie. Jak zauważył Pevkur infrastruktura na granicy estońsko – rosyjskiej będzie najnowocześniejsza w UE. Planowany jest 100 % nadzór techniczny nad tą infrastrukturą, a straż graniczna będzie korzystać z kamer i bezzałogowych statków powietrznych, aby uzyskać obraz tego, co dzieje się w czasie rzeczywistym.

 

W przyszłości planuje się też budowę ogrodzenia na odcinku o długości 108 kilometrów (całkowita długość granicy lądowej wynosi 136 kilometrów).

 

Z kolei niektórzy eksperci poddają w wątpliwość  legalność prowadzonych prac w obszarze granicznym, ponieważ prawnie granica nie istnieje. Jak wcześniej zauważono rosyjskie ministerstwo spraw zagranicznych wyraziło pogląd, iż zgodnie z międzynarodowymi normami prawnymi,  jednostronne wytyczenie granicy nie musi być akceptowane przez sąsiednie państwo.

 

Pierwsze negocjacje w sprawie międzypaństwowej granicy Estonii i Rosji odbyły się w kwietniu 1992 roku na różnych szczeblach. Rosja po drugiej wojnie światowej anektowała terytorium, które należało się Estonii na mocy traktatu pokojowego z Tartu z lutego 1920 roku. Traktat nie został jednak formalnie wypowiedziany i dlatego może być uważany za ważny. Strona rosyjska twierdzi jednak, że ta umowa straciła swoją ważność i granicą państwa jest linia oddzielająca dawną Estońską Socjalistyczną Republikę Radziecką od Rosji.

 

W październiku 1995 roku, Tallin zrzekł się roszczeń terytorialnych, ale nadal domagał się uznania traktatu z Tartu, mając na uwadze ciągłość państwa estońskiego. Rosja była gotowa uznać jego znaczenie historyczne. W 1996 roku kraje uzgodniły, że rosyjsko-estoński traktat powinien zawierać tylko opis techniczny granic bez odnoszenia się do traktatu pokojowego z Tartu. Dokumenty o granicy parafowano w marcu 1999 roku, a podpisanie miało miejsce dopiero w maju 2005 r.

 

W czerwcu 2005 roku, estoński parlament ratyfikował dokument, ale tekst ustawy zatwierdzającej odnosił się do traktatu z Tartu, jak również Deklaracji o przywróceniu konstytucyjnej władzy państwowej z 7 października 1992 roku, która, między innymi, zawierała sformułowanie o „agresji Związku Radzieckiego przeciwko Estonii” w 1940 roku. 22 czerwca 2005 Rosyjski MSZ wyraził opinię, że ta forma ratyfikacji granicy „jest niemożliwa”. 01 września 2005 Rosja wycofała swój podpis z traktatów.

 

We wrześniu 2012 roku, rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow powiedział, że Rosja jest gotowa do ponownego rozpoczęcia negocjacji. Konsultacje ministerialne rozpoczęły się w październiku 2012 roku. Wstępne porozumienie przedłożono do ratyfikacji parlamentom obu krajów w lutym 2014 roku.

 

 


Ekstremalne powodzie wystąpiły w Arabii Saudyjskiej i w Katarze

Wyjątkowo ulewne deszcze wystąpiły w pustynnych państwach Bliskiego Wschodu. Skutkiem tego w Katarze i Arabii Saudyjskiej monstrualne opady wywołały niespotykane w tej części świata powodzie. W stolicy Kataru, Doha, z powodu szalejącej pogody zamknięto wszystkie szkoły.

 

W Katarze, deszcz nie przestawał padać przez kilkanaście godzin. W rezultacie ciągu jednego dnia doszło tam do opadów o wielkości 80 mm podczas gdy średnio rocznie w tym kraju spada 74 mm. W oczywisty sposób musiało to wywołać katastrofę, a spalona słońcem pustynna gleba nie jest w stanie wchłonąć takiej ilości wody potęgując efekt powstawania rozlewisk.

Źródło: Google/NASA/JAXA GPM

Na lotnisku Hamad International Airport które kosztowało około 17 miliardów dolarów, ujawniono rekordowe 80,8 mm opadu, co pozostanie nowym rekordem Kataru. Powódź dotknęła część lotniska, ale również ambasadę USA, która musiała zostać zmuszona do zamknięcia. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Kataru wezwało kierujących pojazdami o szczególną ostrożność.

Podobnie wyglądały ulice w stolicy Arabii Saudyjskiej, Rijadzie. Wiele z nich zmieniło się w rzeki wypełnione wodą. W wielu miejscach utknęły samochody, a wiele z nich zatonęło. W Katarze nikt nie zginął, ale w Arabii Saudyjskiej wiadomo o przynajmniej jednej ofierze śmiertelnej.

 

 

 


Chiny z powodzeniem przetestowały własny pocisk hipersoniczny

Chiny wykonały już szósty z rzędu udany test swojej broni hipersonicznej. Przynajmniej teoretycznie, pocisk jest w stanie przełamać amerykański system obrony przeciwrakietowej. Hipersoniczna rakieta może być zatem wykorzystana do ataku nuklearnego.

 

Mniej więcej w lipcu 2014 roku, stwierdzono, że po USA i Rosji, również Chiny rozwijają swoje pociski hipersoniczne. Nowa chińska broń znana jest jako DF-ZF i została wystrzelona za pomocą rakiety balistycznej z prowincji Shanxi w środkowych Chinach. Następnie pocisk oddzielił się od rakiety w górnej części atmosfery, a potem poszybował w dół trafiając w cel zlokalizowany w zachodnich Chinach, a znajdujący się w odległości kilku tysięcy kilometrów od miejsca startu.

Ostatni lot DF-ZF został wykryty dzięki amerykańskim satelitom szpiegowskim należącym do agencji wywiadowczych. Według danych zebranych w ten sposób potwierdzono, że nowa chińska broń była w stanie lecieć z prędkością przekraczającą pięciokrotnie prędkość dźwięku. Prawdopodobnie test został przeprowadzony 23 listopada, ponieważ właśnie w tym dniu Chiny zamknęły na chwilę swoje niebo dla lotnictwa. Było ono niedostępne mniej więcej przez godzinę, czyli tyle ile potrzeba na przeprowadzenie lotu próbnego.

Już wcześniej zakładano, że pocisk może osiągać prędkości w zakresie od Mach 5 do nawet Mach 10. Korzystną cechą chińskiej konstrukcji jest jej zwrotność, co pozwala na pokonanie każdego znanego obecnie systemu obrony przeciwrakietowej, który jest przeznaczony do zwalczania konwencjonalnych rakiet niemanewrujących.

 

 

 


Firma Humai będzie pracować nad przywracaniem ludzi do życia

Każde nowe osiągnięcie sprawia, że ludzkość chce przekraczać kolejne granice. Dawniej zidentyfikowanie i wyleczenie zwykłej choroby graniczyło z cudem, natomiast dziś porywamy się np. na wszczepianie implantów czy wstawianie protez a za kilka lat dokonamy pierwszego w historii przeszczepu głowy. Medycyna osiągnęła niewyobrażalny postęp i zmierza obecnie ku uzyskaniu nieśmiertelności oraz przywróceniu człowieka do życia.

 

Od dłuższego czasu słyszymy, że życie wieczne może zapewnić nam technologia. Dmitrij Itskow, rosyjski miliarder, planuje tego dokonać za około 30 lat poprzez umieszczenie swojego umysłu do maszyny. Wydaje się to raczej nieprawdopodobne, ale sam Stephen Hawking, który zazwyczaj porównuje ludzki mózg do komputera przyznał iż jest to możliwe do osiągnięcia.

 

Z kolei Ray Kurzweil, dyrektor ds. inżynierii w korporacji Google jest przekonany, że już za kilkanaście lat będziemy mogli podłączyć nasz mózg do internetu dzięki nanomaszynom zbudowanym z nici DNA. Wtedy nasz mózg rzeczywiście przekształci się w coś w rodzaju twardego dysku. Bezpośrednie podłączenie się do sieci oznacza że będziemy mogli zdobywać wiedzę i wszelkie informacje pobierając je na nasz "biologiczny dysk".

Być może są to szalone wizje naukowców ale ludzkość zmierza właśnie w tym kierunku. Prowadzi to oczywiście do sytuacji, że tylko nieliczni będą mogli korzystać z nowych możliwości. Profesor Yuval Noah Harari z Hebrajskiego Uniwersytetu w Jerozolimie powiedział wprost, że najbogatsi ludzie świata staną się cyborgami i będą żyć wiecznie, natomiast tych biedniejszych czeka śmierć. W północnej części amerykańskiego stanu Kalifornia w tzw. Dolinie Krzemowej powstaje "technoreligia" która pozwoli rozwiązać problem śmierci dzięki technologii.

 

Na dzień dzisiejszy specjaliści dużo wypowiadają się na te tematy ale wciąż jest to odległa perspektywa. Powstała niedawno firma Humai planuje dokonać prawdziwego przełomu, przywracając martwego człowieka do życia, co miałoby jednak nastąpić najpóźniej w 2045 roku. Na stronie internetowej opisano nawet jak uczeni chcą tego dokonać.
"Używamy sztucznej inteligencji i nanotechnologii do przechowywania danych dotyczących stylów konwersacji, wzorów zachowań, procesów myślowych i informacji o tym jak organizm funkcjonuje na zewnątrz. Dane te zostaną zakodowane w wielu czujnikach technologicznych, które będą wbudowane w sztuczne ciało wraz z mózgiem zmarłego człowieka."

Założyciel Humai, Josh Bocanegra przyznaje, że będzie to bardzo trudne do wykonania. W pierwszej kolejności, firma będzie zbierać wszelkie możliwe informacje dotyczące konkretnej osoby. Po jej śmierci, mózg zostanie zamrożony a gdy technologia będzie już na odpowiednio wysokim poziomie, naukowcy umieszczą organ w maszynie. Jej funkcje będą kontrolowane przy pomocy myśli poprzez odczyt fal mózgowych. Ludzki mózg oczywiście starzeje się, dlatego klonowanie i nanotechnologia mają pomóc naprawiać uszkodzone komórki.

 

Pierwsze przywrócenie człowieka do życia ma nastąpić w przeciągu 30 lat. Josh Bocanegra chce sprawić aby śmierć nie była koniecznością a jedynie opcją. Taka "usługa" z pewnością będzie bardzo kosztowna i skorzystają z niej tylko najbogatsi lub przywódcy niektórych państw. Nietrudno wyobrazić sobie świat, w którym roboty przejmują kontrolę nad światem, ale tymi maszynami mogą być właśnie "ludzie" którzy dzięki bionice otrzymali nieśmiertelność.

 

 

Wiadomość pochodzi z portalu tylkonauka.pl

 

 

Źródło: http://tylkonauka.pl/wiadomosc/za-30-lat-nauka-pozwoli-nam-przywracac-ludzi-zycia


Czy konflikt na linii Rosja-Turcja wpłynie na globalną sytuację finansową i gospodarczą?

Wtorkowy incydent związany z zestrzeleniem przez Turcję rosyjskiego bombowca Su-24 sprawił, że cały świat wstrzymał oddech. Wielu specjalistów spodziewało się, że Władimir Putin może bardzo szybko i gwałtownie zareagować na zaistniałą sytuację. Oczywistym jest, że rynek finansowy bacznie obserwuje wydarzenia na scenie politycznej, nie tylko te związane ze sferą gospodarczą, ale również militarną. Pomimo bezpośrednich wezwań do wypowiedzenia wojny promowanych przez niektóre, skrajnie nacjonalistyczne gazety rosyjskie, postanowienia tamtejszych władz nie okazały się tak niepokojące, jak początkowo mogło się nam wydawać.

 

Problem na linii Rosja-Turcja jest bardzo złożony. Bliskość Syrii i wielość okolicznych grup dżihadystów sprawia, że trudno określić jakie działanie dla każdego państwa będzie najkorzystniejsze w obecnej sytuacji. Fakt, że rosyjscy piloci wpadli w ręce wojsk z Turkmenistanu jeszcze bardziej pogorszył wydźwięk całego incydentu. To właśnie oni najprawdopodobniej zabili jednego z pilotów, przez co obawiano się podjęcia drastycznych kroków ze strony Władimira Putina.

 

Jeszcze bardziej niepokojący jest fakt, że Turcja jest stałym członkiem NATO. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że ich decyzja o otwarciu ognia wymagała wcześniejszej zgody ze strony przedstawicieli sojuszu. O tym, jak tak naprawdę wyglądał proces komunikowania się pilotów z ich dowództwem, prawdopodobnie nigdy się nie dowiemy.

 

Prezydent Rosji początkowo określił działanie Turcji jako „nóż w plecy”, będący świadectwem wspierania terroryzmu przez to państwo, a samo zestrzelenie uznał za zbrodnię. Warto pamiętać, że rosyjski samolot wleciał w turecką przestrzeń powietrzną jedynie na kilkanaście sekund. Zdaniem tureckiego wojska wystarczyło to, aby dziesięciokrotnie przestrzegać rosyjskich pilotów przed zestrzeleniem, którzy ignorowali komunikaty. Ponadto, później zestrzelono rosyjski śmigłowiec poszukujący ocalałych pilotów – i to za pośrednictwem amerykańskiej broni!

 

Cały incydent dotyczył jedynie dwóch samolotów oraz Turkmenów, ale może mieć trwałe reperkusje na arenie międzynarodowej. Rosja najprawdopodobniej wprowadzi sankcje dotyczące Turcji oraz przetransportuje na pobliskie tereny więcej wojsk. Już niedługo po ataku w okolice prowincji Latakia zaczął zmierzać nowoczesny krążownik rakietowy Moskwa. Jego obecność ma zapobiegać podobnym incydentom w przyszłości.

 

Już dziś Rosja wprowadza jeszcze nieoficjalne sankcje, wstrzymując import towarów z Turcji. Rzekomo są one odprowadzane do pełnej kontroli przez rosyjskich celników. Trudno powiedzieć, czy jest to działanie mające na celu „pokaz siły”, czy Rosjanie rzeczywiście obawiają się dalszej agresji. Ponadto, rosyjski rząd oskarża Turcję o umożliwianie Państwu Islamskiemu transportowania ropy, przez co wspiera bogacenie się ISIS i tamtejsze struktury militarne.

 

Dziś, tureckie dowództwo przedstawiło Rosji rzekome dowody na to, że bombowiec został zestrzelony zgodnie z obowiązującymi normami i przepisami. Wyrażono również głębokie ubolewanie nad zaistniałą sytuacją, a Turcja oświadczyła, że jest gotowa do podjęcia współpracy na wszelkich polach.

 

Jak zareagowali na to inwestorzy? Pomimo, że sytuacja powinna budzić ich głębokie zaniepokojenie i wyraźnie zmienić sytuację na rynku walutowym, to nie spowodowała żadnych, gwałtownych ruchów. Finansiści obawiają się jednak wstrzymywania dostaw gazu na Ukrainę oraz budzącego się z letargu sporu na Krymie. Jest to konflikt, który budzi niepokój w całej Europie, a dodatkowe walki Rosjan w Syrii mogą jeszcze bardziej zmotywować Władimira Putina do zdecydowanych działań wojskowych. Jeśli taki scenariusz nałoży się na terminy podwyżek stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych, a co za tym idzie - jeszcze bardziej rosnącą wartość dolara, to możemy spodziewać się swoistej burzy na rynkach finansowych.

 

Inwestorzy wciąż skupieni są na nadchodzących decyzjach FED-u, nie zdając sobie sprawy z faktu, że może być to dopiero początek długiej drogi w zmianach polityki monetarnej Stanów Zjednoczonych. O takim scenariuszu pisze m. in. portal StrefaWalut. Równie niepewny jest rynek ropy naftowej. Rosnąca wartość dolara nie odbija się na cenie paliw, ponieważ surowiec potrzebny do jego pozyskiwania w ostatnim czasie wyraźnie spada, równoważąc dwa wskaźniki. Okazuje się, że w oczach finansistów bardziej liczą się grudniowe decyzje FED i Europejskiego Banku Centralnego, niż niepokojąca sytuacja globalnej polityki.

 

Problem polega na tym, że jeśli wszystkie czynniki nałożą się równocześnie: podwyższenie stóp procentowych w USA, zmiana polityki monetarnej EBC, eskalacja konfliktu w Syrii i na Ukrainie oraz rozwój napiętej sytuacji na linii Rosja-Turcja, to może mieć to katastrofalne skutki już nie tylko w sferze gospodarczej i finansowej, ale również odnośnie losów całego Starego Kontynentu oraz Bliskiego Wschodu. 

 

 

 


Według astrofizyków wokół Ziemi może istnieć kokon z ciemnej materii

Ciemna materia to hipotetyczna forma materii, które nie emituje promieniowanie elektromagnetycznego. Z tego powodu przynajmniej teoretycznie jej zaobserwowanie konwencjonalnymi metodami nie jest możliwe. Jednak normalna materia to nieco poniżej 5% masy wszechświata skąd zatem obserwowane oddziaływania? Astrofizycy sugerują, że ciemna materia znajduje się wszędzie wokół gwiazd i planet, w tym wokół Słońca i ciał niebieskich wchodzących w skład naszego Układu Słonecznego. Według ich koncepcji ciemna materia przybiera formę długich włókien zwanych "włosami", które ciągną się również wokół Ziemi.

 

Jedynie 4,9% gęstości wszechświata to materia składająca się z atomów. Z wyliczeń matematycznych wynika, że około 27% to ciemna materia a aż 68% też niewidoczna ciemna energia. Jeszcze w 1990, naukowcy obliczyli, że ciemna materia musi tworzyć przepływ drobnoziarnistych cząstek poruszających się z tą samą prędkością i na określonych orbitach w każdej z galaktyk. Wygląda na to, że przelatujemy okresowo przez obszary zawierające jej więcej lub mniej.

 

W przeciwieństwie do konwencjonalnej materii, ciemna materia łatwo przechodzi przez obiekty w tym przez Ziemię. Ale, według obliczeń przyciąganie grawitacyjne planet lub gwiazd deformuje strumienie cząstek, przekształcając je w wąskie i gęste "włosy". Zdaniem ekspertów z JPL NASA, te "włosy" ciemnej materii mają nawet coś w rodzaju korzeni, czyli w tym wypadku cząstek o wyższych stężeniach, od średniej. Znajdują się one podobno około miliona kilometrów od powierzchni Ziemi. Wielkość tych struktur jest zależna od siły grawitacji danego obiektu.

Teraz naukowcy planują wskazać lokalizację tych strumieni ciemnej materii, tak, aby można było wysłać tam sondę, która zbierze więcej informacji na temat wciąż tajemniczej dla nas ciemnej materii. Co więcej według symulacji podczas przejścia przez ocean ciemnej materii, zachodzą też zmiany gęstości materii we wnętrzu Ziemi, znajdującej się między jądrem, płaszczem i skorupą ziemską. Według teorii to powinno znaleźć swoje odzwierciedlenie w strukturze danego "włosa", tworząc w nim charakterystyczne krzywe. Jeśli naukowcy uzyskają możliwość skanowania tych "włosów", uzyskają też dostęp do informacji, dzięki którym będą mogli zbudować mapę geologiczną danego ciała niebieskiego tylko za pomocą badania jego interakcji z ciemną materią. Powinno to pozwolić nawet na precyzyjne pomiary głębokości podlodowych oceanów na księżycach Saturna i Jowisza.

 

Artykuł na temat nowego podejścia do ciemnej materii i wykorzystania jej w przyszłości w badaniach innych ciał niebieskich został opublikowany w Astrophysical Journal przez Garego Prezeau z JPL NASA.

 

 

 


Ekstremalna próba lądowania samolotu podczas wichury

Wichura, zwana Barney, dała się w ostatnich dniach we znaki mieszkańcom Wysp. Podczas lądowania samolotu pasażerskiego 18 listopada br. w irlandzkim Cork omal nie doszło tragedii.

 

Maszyna, latająca w barwach CityJet, z wielkim trudem usiadła na pasie w Cork. Silne wiatry wymusiły na pilotach wykonanie kilku prób lądowania, aż wreszcie któraś z kolei zakończyła się powodzeniem.